sobota, 9 maja 2015

O debilu. Wkurw-post.

Z życia na kierowniczym stanowisku, które, z racji przeprowadzki, jest dość fantomowe, czyli się czuję jak królowa bez królestwa. Odcinek będzie, że debil. Bardzo długie, bardzo wściekłe.

Ponieważ jest taka sytuacja, że potrzebywam lokalu wentylowanego, gdyż pani ze Sanepidu nie mogłaby sobie w oczy spojrzeć w lustrze i pewnie musiałaby iść do spowiedzi ze czysta razy, gdyby przyjęła lokal bez wentylacji; to zaczęły się schody i to takie z rodzaju tych, co je budują pod każdą chińską świątynią (jakby nie mogli na płaskim...), a których przebycie ma człowieka uszlachetnić, nieprawdaż. Tutaj nadmienię, dla ludzi, którzy myślą, że się znają, że otóż nie wiecie nic, gdyż lokal znajdywa się w starym budownictwie, bez dostępu do pionu wentylacyjnego, za to ze śliczną kamienno-ceglaną ścianą, grubą na metrdwajścia, więc wywiercenie otworów pod kratki wentylacyjne jest zabawą tak ekstatyczną, że nikt się nie chce tego podejmować. Najprościej więc jest podpiąć wentylację pod okna, które mają tę zaletę, że nie są grube na metrdwajścia. A taka wielce specjalistyczna wentylacja naokienna to jest taki plastikowy kondupieś z dziurkami, który się przykleja do dziur wywierconych w okiennej framudze. No dobra, do dziur to nie, bo chyba wtedy należałoby wymyślić jakieś nowe prawa fizyki, co mocno komplikuje fizykę zastaną i kwanty się mogą wnerwić; wiadomo, że się przykleja nad tymi dziurami, no. Tak czy owak - specjalistę znaleźć trudniej niż osobowość Komorowskiego - gdzie nie zadzwoniłam tam albo w ogóle monterów nie majo wolnych do końca ćwierćwiecza, albo owszem, mają wywietrzniki, ale ich nie montują, prawdopodobnie z powodu powodów; albo z kolei monterzy są, ale u Niemców robią i podpalają cygara dorarami, więc tutaj im się nie opłaca wracać. A to jest robota na jakieś półtorej godziny, liczone razem z kawusią i/lub piwkiem. Znalazłam wreszcie jednego takiego, który był w stanie przyjść i zrobić; na użytek opowieści nazwijmy go debilem, w życiu nie zgadniecie dlaczego. Debil został mi podesłany z polecenia, jako specjalista od okien, przyszedł, obejrzał i oczywiście powiedział, że nie ma problemu, się zrobi, będzie pani zadowolona, tylko on musi te wywietrzniki zamówić w internetach, bo nie ma na stanie. W cenie stopińdziesiąt złotych polskich sztukę i pięć dyszek za robociznę. W czwartek mówił, że zamówi w piątek. W poniedziałek twierdził, że jeszcze nie doszły, ale jak tylko dojdą, jakoś w środę, to nie ma problemu, się zrobi, będzie pani zadowolona. W środę przed majówką jeszcze ich nie było, więc muszę poczekać do poniedziałku, ale w poniedziałek to już na stówkę nie ma problemu, się zrobi, będzie pani zadowolona. Już wtedy śmierdziało mi to zapełnioną kuwetą, ale ponieważ tak trudno było znaleźć kogoś do zamontowania tych idiotycznych wywietrzników, to stwierdziłam, że trudno, poczekam, no a poza tym facet już zamówił materiały, to go przecież nie wystawię, taka jestem fair i cacy. W poniedziałek okazało się, że coś mu przyszło, ale on nie wie co, ale za to we wtorek umówił się ze mną na czwartek, że wtedy podskoczy i ma problemu, się zrobi, będzie pani zadowolona. W czwartek dzwoniłam dzień cały, nie odbierał. W piątek natomiast napisał mi smsa o treści: "Jeste ZAGRANICA". 

Tera będzie mały quiz, pt. "Co stało się z panią Kierowniczką, po otrzymaniu takiego smsa?"
a) wbrew obietnicom, NIE była zadowolona
b) strzeliła ją cholera
c) krew ją nagła zalała
d) trafił ją jasny szlag
e) wszystkie powyższe oraz pierwsze objawy kurwicy padaczkowej.
Jeśli wybrałeś odpowiedź e) to gratulacje, wygrałeś cygaro podpalane dorarami. Dorary należy se załatwić we własnym zakresie. 

I to nie tylko dlatego mnie trafiło, że debil nie potrafi pisać po polsku, bo niestety jest to tak nagminne, że staje się normalne; ale oczywiście przede wszystkim dlatego, że do jasnego wuja, przeesz mi mówiłeś, krzywy ogórze, że zamontujesz, że już jutro na pewno, a teraz za granicę wyjechałeś...? Odpisałam mu, żeby mi chociaż w takim razie sprzedał te zamówione wywietrzniki, przynajmniej będę miała jedno z głowy, skoro i tak muszę szukać nowego fachowca. Napisał mi, że ich nie ma. W ogóle ich nie zamówił. Generalnie to w tym momencie puściły mi nerwy kompletnie, a kto mnie kiedykolwiek widział wściekłą, ten wie, że jest to wściekłość totalna, z rzucaniem ciężkimi rzeczami i wrzaskami w repertuarze. Cholernie żałowałam, że nie mam wolnego samochodu, bo bym pogrzała do tych Niemiec tylko po to, żeby debilowi nakopać do dupy z takim entuzjazmem, że w życiu nie zidentyfikowaliby ciała jako ludzkie. Napisałam mu zatem, że dziękuję, twoja mać, bardzo za zwodzenie mnie przez dwa tygodnie, bo jakby nie wiedział, to ja muszę czynsz zapłacić, czy zarabiam na lokalu, czy nie. A przez niego otwarcie sklepu opóźnia się o te dwa cholerne tygodnie, bo bez wywietrzników Sanepid nie przyjmie lokalu, a bez zezwolenia Sanepidu nie mam co marzyć o koncesji, nie mówiąc już o tym, że jak już ją dostanę, to muszę czekać z zakupem towaru kolejny tydzień, bo tyle trwa uprawomocnienie się decyzji. Czyli tak jakby troszeczkę zależy mi na czasie, nieprawdaż, o czym mu niejednokrotnie wspominałam. Bardzo wątpię, żeby się przejął czymkolwiek, co mu napisałam, jak znam życie to pewnie ja jestem wariatka, bo wydzwaniam do niego co dwa dni, a on jest Bogu ducha winny, uczciwy facet. 

Na domiar mojej irytacji wpływa jeszcze fakt, że co jestem w tym lokalu, żeby posprzątać, zamontować szuflady, położyć kafelki (to akurat nie ja, ja ostatnio przykleiłam sobie na stałe uszczelkę do spodni, więc się nie param); to do drzwi się dobijają ludzie, przekonani, że otwarte. "Bo pisała pani, że od maja, a mamy prawie dziesiątego i jak to tak!" Nie chce mi się nawet tłumaczyć, że pisałam, że "od połowy maja", a dziesiątego żadną miarą nie jest połową maja. Chociaż oczywiście jest mi niezwykle miło, że ludzie szukają sklepu, że chcą kupować, no ale przecież nie będę im opowiadać całej tej historii o tym, dlaczego przez trzy kawałki plastiku i jednego debila otwarcie opóźnia się tak tragicznie (pardą maj frencz - KURWA MAĆ). Ludzi to nie obchodzi. Niestety również, zdarzają się tacy, którzy wręcz z tzw. "mordą" lecą, że oszukuję i nieprawdę piszę, i w ogóle jak mogę, wiedźma. Mam ogromną ochotę odpowiedzieć, że ja to oczywiście robię specjalnie. Nie dość, że bardzo mi zależy na tym, żeby ludzie o sklepie zapomnieli, to jeszcze pasjami kocham płacić czynsz za miejsce, na którym nie zarabiam. Pasjami. 

Cóż, po piątkowo-sobotniej ogólnomiejskiej akcji pt."Kondupieś wentylacyjny", znalazłam miłego pana, który ma to we wtorek wmontować, w dodatku nic nie musi zamawiać, bo takie wywietrzniki to nie jest organiczny szafran i są dość popularne. Oraz zrobi je w cenie 80zł, już z wliczonym montażem. Czyli, teges, gdzie byłeś, piękny rycerzu dwa tygodnie temu...? Oczywiście na razie to odpukać w niemalowane (we własny łeb nie mogę, gdyż rude farbowane...), bo po ostatnich doświadczeniach to niczego nie świętuję, póki nie mam tego na papierze. Albo, w tym wypadku, na oknie. 

Zastanawia mnie tylko to, dlaczego ludzie robią takie rzeczy? Po co kłamać, że się zamówiło, obiecywać, że się coś zrobi, co on na tym zyskuje? Nie byłoby po prostu łatwiej powiedzieć: "Pani, w dupie mam, nie chce mi się." Sprawa byłaby jasna, a ja już tydzień temu miałabym Sanepid z głowy. Ale nie, to lepiej wciskać ciemnotę, nie mniejszej ciemnocie zresztą, bo w zasadzie głupia to ja jednak jestem popisowo. Tak się zafiksowałam na tym, że specjalistów jak na lekarstwo, bo mi tak powiedziano, że zamiast szukać, uczepiłam się tego debila i obudziłam się z ręką w wentylacyjnym nocniku. Mam tylko nadzieję, że mnie to czegoś nauczy i męża tak nie będę szukać :D