tag:blogger.com,1999:blog-73942524334894763582024-03-21T22:02:56.573-07:00OpiłkiCzyli te takie, no, tam drobinki maciupeńkie pozostałe po piłowaniu. Mózgu. Tak na przykład.Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.comBlogger18125truetag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-51166874719055885512018-03-21T12:55:00.004-07:002018-03-21T13:38:09.482-07:00List Matki Patriotki Przyszłościowej z fejsbuka wyjebion za bycie prawie prawdą :D<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
"Pamiętam, że po pierwszym dziecku
było jeszcze całkiem super, nie bolało tak bardzo - ale ja to mam
szczęście. Urodziłam w szpitalu, fakt, że bez znieczulenia, bo to
grzech ciężki jest, a Bóg kazał kobiecie cierpieć, ale
przynajmniej ojcem dziecka jest mój mąż, a nie konkubent. Dobry
człowiek, ożenił się ze mną mimo, że mu dałam przed ślubem
(po prawdzie, to sobie wziął, ale to znaczy, że prawdziwy
mężczyzna mi się trafił), ale na szczęście moja rodzina
wybłagała i zapłaciła jego rodzicom dobre pieniądze - bo
przecież za bycie panną z dzieckiem nie tylko idzie się do piekła,
ale i nie ma się żadnych zasiłków i ksiądz z ambony co niedziela
wypomina z nazwiska. Alka z klatki obok wybłagała, żeby jej nie
wymieniał, bo jej codziennie dzieciaki w szkole męczyli, ale strach
myśleć, czym musiała błagać, przecież oni nie mają pieniędzy,
bo szydłowego na dziecko, te 500zł, co nasi przodkowie wywalczyli z
piekielną opozycją – nie dają samotnym matkom, bo to nie po
bożemu. Ale Alka to lampucera, przecież wszyscy wiedzą. Wracała z
pracy po nocce, to ją zgwałcili, bo tylko lampucery szwendają się
nocami po ulicach, chociaż ona na magazynie w Robalu musiała robić
nocami, od kiedy mamy wolne niedziele, Święte Środy i Pątnicze
Piątki, to żeby wyrobić tygodniowo 40h, to trzeba nocami, ja też
robię, ale ja to mam szczęście - szyję patriotom koszulki ze
swastyką na piersi i "Pamiętamy '44" na rękawie. Prawym.
A ponieważ teraz wszyscy patrioci muszą takie nosić (bo inaczej
nie poznasz, że patriota), to robota jest. Chłopcy wprawdzie
wiecznie drą tę odzież, bo się piorą z Wrogami Narodu - czyli
głównie z tym śniadym Wojtusiem z Osiedla Złodziei Księżyca,
którego matka się puściła z Arabem. Wojtuś ma piętnaście lat,
ale wygląda na dziesięć, bo się stawiał i tak go nawracali, aż
przestał rosnąć. Dalej się stawia, ale pewnie niedługo
przestanie. Moje dzieci, te żyjące, na szczęście wszystkie białe,
mężowskie. Mój mąż, dobry człowiek, ma wprawdzie bękarta z tą
Alką z klatki obok, ale wszyscy wiedzą, że to lampucera, więc w
sumie nic nie szkodzi. Alka nie ma szczęścia i na pewno spódnicę
miała za krótką, ale to przecież trzeba myśleć, zwyczajnie -
spódnic nosić w ogóle też nie wypada, bo kobieta musi być
kobietą, więc ja noszę wszystkie do kostek, skromnie. Jak kiedyś
na urodziny męża założyłam taką za kolano, to zaraz mi mąż
obliczył ile mi brakuje do kostek i bił tak, żebym miała blizny i
teraz wstyd nosić krótsze niż do kostek. Dobrze zrobił,
przynajmniej się nauczyłam, mój mąż zawsze mówi, że kobietę
trzeba nauczyć, a że to dobry człowiek, to i mówi, co robi. Przy
okazji zrobił mi też wtedy przy tej spódnicy kolejne dziecko,
Natkę moją, szóstą z kolei, bo go bicie nastraja, ale
przynajmniej żonie swojej zrobił, co nie. Ale, ja to mam szczęście.
Dzieci się zdrowe rodzą, ja już trochę nie trzymam moczu, bo co
się nie zagoi, to mój mąż znowu się nastraja, ale w sumie mam
już 37 lat, to mam prawo się starzeć. Siostra Alki, Elka nie miała
szczęścia - poroniła, chociaż niby nie wiedziała nawet, że
zaciążyła, bo miała czternaście lat, jak ją poseł
przenajświętszego PiSu (tfu tfu, na psa urok!), to znaczy - obcy
zły człowiek, który był tu tylko przejazdem i nikt go więcej nie
widział - zbałamucił i zaszła - poszła na roboty do rolników,
bo od kiedy robotnikom sezonowym zabrano prawa pracy, przepraszam,
ukrócono samowolkę związków zawodowych, to ludzie powyjeżdżali
(ci, co zdążyli, zanim zamknęli granice, dla naszej ochrony przed
imigrancką zarazą, która nas wszystkich powybija) no i dzieci od
12 lat mogą robić na roli. No i Elka się tak zarobiła, że
poroniła i piętnasty rok będzie, jak siedzi za to teraz. Mój mąż
- dobry człowiek, tylko trochę gwałtowny - mówi, że gówno tam,
że na pewno wiedziała, że jest w ciąży, bo lampucery takie, jak
ona zawsze wiedzą, co nie. Moja Julcia ma czternaście lat teraz i
nie wiem, jak można być lampucerą, jak to takie dziecko, ale moja
Julcia z dobrego domu jest przecież, to co innego. Do kościoła
chodzimy, mąż czasem uderzy, to jasne, ale chłop musi w domu
zaznaczyć, kto rządzi. Julcia zaczyna coś o chłopakach mówić,
ale posłałam ją do księdza naszego wielebnego wielkiego
pochwalonego na wieki wieków, żeby jej wybił z głowy chłopaków,
bo to same kłopoty są. Jeszcze ma na to czas. Nie za długo, bo jak
przed dwudziestką za mąż nie wyjdzie, to wiadomo, że nietykalska
i oziębła – a wstyd starą pannę pod dachem trzymać, męża się
jej dobrego znajdzie, takiego, jak mój mąż – dobry człowiek,
Polak patriota. Julcia wprawdzie chciałaby na studia, nie wiem
zupełnie po co, do rodzenia dzieci, to studiów nie trzeba kończyć,
a powinności macierzyńskiej nie może odmówić – tak jest w
Głównej Ustawie Na Rzecz Boskości Rodziny, którą wszyscy mamy w
domu – zamiast dawnej komunistycznej konstytucji okresu
przejściowego. Naszą mój mąż rytualnie spalił z kolegami z
pracy na podwórku, a potem poszli pić i tak się zrobił mój
Antoś, siódmy, bo jak mój mąż, dobry człowiek, popije, to go
nachodzi, ale to u normalnego faceta normalne. No, ale, ja mówię
mojej Julci, że po co jej studia - panowie tak nam ładnie ten świat
urządzili, to po co im tam taka moja Julka, głupiutka...? Dobrze,
że ładna z niej dziewczynka, to mi ksiądz zawsze powtarza, że
taka ładniutka, jak ją odbieram z jej chrześcijańskich pogadanek
w nocy z plebanii. Julcia ma taki wzrok zaszklony, trochę martwy,
pewnie dużo się modliła i dlatego. Nie chce już ze mną
rozmawiać, ale przynajmniej przestała o chłopakach i studiach,
chwała Bogu. Zresztą, ja nie mam czasu na jej dziewczyńskie
fanaberie, ja mam ósemkę dzieci jeszcze, to mam co robić. Nie
narzekam, praca jest, mąż jest, dzieci do szkoły chodzą, uczyć
się, jak to komunizm upadł w 2018, po tym jak Błogosławiony
Kaczyński Dwojga Braci go przedtem obalił w 1989. Mój Krzysiu
będzie księdzem, bo na wszystkich sprawdzianach z religii ma
szóstkę, aż z dumy pękam, jak widzę jak zakreśla czerwonym
szlaczkiem wszystkie religie w tygodniu na swoim planie lekcji –
osiemnaście, bo Krzysiu teraz chodzi do klasy o profilu duchownym.
Julka tylko do klasy gospodarstwa domowego, jak wszystkie
dziewczynki, to ja nie wiem w ogóle, co ona by chciała studiować –
sprzątanie kuchni? Mój mąż bardzo się z tego śmiał, a Julka mu
wtedy powiedziała, że z koleżankami uczą się programowania w
szkolnej pracowni, z tą starą panną Kazimierą – dwadzieścia
dziewięć lat i jeszcze nie ma męża – to raz, że zaraz na pannę
Kazimierę doniósł i poleciała baba ze stołka (i dobrze, dziecko
mi będzie krzywdzić), to Julcię trochę pobił, ale go uprosiłam, żeby nie bił po twarzy, bo Julcia ładniutka, to
szkoda. Dzieci wychowuję – jak widać – zgodnie z przykazaniami
Boskimi, według nauk Kościoła i Państwa, chociaż po prawdzie, to
one dla mnie brzmią wszystkie tak samo, ale ja jestem tylko kobietą
i się nie znam, ważne, że mój mąż się zna i porządne dzieci
mam.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Widzi Wysoki Sąd, że ja staram się
być dobrą obywatelką Polskiego Państwa Katolickiego. Być może
za mało pracowałam i mnie pokarało teraz, może modliłam się za
mało. Modliłam się, żeby mimo wszystko lekarze byli w błędzie,
że mojemu dziesiątemu dziecku nie urosła główka. Mój brzuch
widocznie był nie dość dobry, żeby wykształcić pełnoprawnego
obywatela, mea kulpa. Mój mąż już się do mnie nie odzywa i nawet
do aresztu nie przychodzi w odwiedziny, bo mówi, że musiałam się
puścić, bo on tylko normalne dzieci robi, więc to nie jego. Ja się
przysięgam na Panienkę Najświętszą, że nikt inny mnie nie
gwałcił, tylko mąż mój, dobry człowiek, to musi moja wina być,
że Robercik nie miał główki. Nie wypieram się, że nie moja
wina, ale błagam Wysoki Sąd i Wielebnego Kapelana Sprawiedliwości
o łagodny wymiar kary dla mnie i umożliwienie mi widzeń z moimi
dziećmi, podczas odsiadywania wyroku siedmiu lat pozbawienia
wolności w Zakładzie Karnym dla Morderczyń Obywateli Polskich w
Pomiechówku. Niniejszym również przyznaję rację mojemu
adwokatowi oraz Wielebnemu Kapelanowi Sprawiedliwości, żeby mężowi
mojemu, rozwód dać kościelny, bo on dobry człowiek, dobry
obywatel, przysłuży się jeszcze ojczyźnie i na pewno kobietę
inną uczyni szczęśliwą i ona mu pewnie zdrowe dzieci jeszcze
urodzi. Proszę jako okoliczność łagodzącą uznać to, że nie
poddałam się bezbożności aborcji, jak ta lampucera Honorata z
działu szycia męskich gaci z orłem na zadzie (ale w koronie) -
zamieszkała przy ul. Bomby Termobarycznej 23/7 -, co to cały zakład
wiedział, że zrobiła i to dwa razy, a pierwszym razem, to też ja
na nią doniosłam, mąż mój mówił, że trzeba. I ja urodziłam
tylko jednego Robercika bez główki, a ciotka Haliny z warzywniaka
urodziła homo sapiensa, więc ciekawe kto ma gorszą macicę, co
nie. Ale, ja to mam szczęście. <br />
<br />
Z nadzieją na przychylne
ustosunkowanie się do mojej prośby, uniżenie
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Matka Patriotka Przyszłościowa."</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
P.S. Nie chce mi się rozparcelowywać na osobne wpisy tego, co się w kraju obecnie odkurwia, to jest jeden. W odpowiedzi na nasuwające się niechybnie wątpliwości - nie jest to opis rzeczywistej sytuacji w Polsce. Jeszcze. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh81FWuGI1wJEcSahZuEha3uokSNda2F0xHzKjSs9Zj8GMSCmiPC1_4u8f08FwfJ9qHIbeaRH2GvKmAxfFnr_4PhStGM0cAYz6Z75H4Bp60SWVa2UcPkTtCUa_tW3ZP1hbeKESqT23XUt87/s1600/pola.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="913" data-original-width="580" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh81FWuGI1wJEcSahZuEha3uokSNda2F0xHzKjSs9Zj8GMSCmiPC1_4u8f08FwfJ9qHIbeaRH2GvKmAxfFnr_4PhStGM0cAYz6Z75H4Bp60SWVa2UcPkTtCUa_tW3ZP1hbeKESqT23XUt87/s320/pola.jpg" width="203" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
</div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-34047975226754503122015-10-19T09:12:00.003-07:002015-10-19T09:12:51.043-07:00Szukam Menża tak bardzo. <div style="text-align: justify;">
Kochani, dawno nie relacjonowałam moich postępów w kwestii szukania
menża. Poświęciłam się bowiem riserczowi w tym temacie i specjalnie w
celach naukowych założyłam se konto na portalu randkowym, przy aprobacie Abuni, która rzekła "Zaprawdę powiadam Ci, będzie
grubo". Azaliż stało się, jak powiedziała. Generalnie to założenie sobie
takiego konta polecam serdecznie, jak ma się doła i chce się
dowartościować. No, chyba że się akurat nie wygląda jak zwłoki, to wtedy
nie trzeba... Takiego napływu śliniących się do moich fotek facetów
dawno nie doświadczyłam i prawdę mówiąc to nie wiem, czy chciałam
doświadczyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Pojawiły się różne odmiany mężczyzn wszelakich,
cała menażeria o potencjale komicznym dziecka Abelarda Gizy i Johna
Olivera (nie jest to ładne dziecko, ale nie o to chodzi...). Menażerię
skrzętnie analizowałam i analizy zapisywałam w zeszyciku, zatytułowanym
"Może Monż". (Fun fact - 90% menażerii podaje jako swoje życiowe motto
"Carpe diem". Od razu nastawiam się na fantastyczną znajomość, jak ktoś
carpe ten diem.) Oczywiście pierwsi zjawili się erotomani-gawędziarze,
wylewający mi na klawiaturę swoje ubożuchne fantazje - jeśli seks w
szpilkach to jest szczyt perwersji, to panowie zbyt wiele seksu raczej w
życiu nie uprawiali. Albo to ja jestem mały, rudy zboczuszek, też
możliwe. Nie wiem, mam zawsze wtedy ochotę zapytać "No dobra, seks w
szpilkach - kto te szpilki, przepraszam, zakłada...?" Fantazje były
napisane tak... poetyckim językiem, że owszę, wywołały u mję ekstatyczną
gorączkę i przyspieszony oddech, jakkolwiek spowodowany palpitacją na
tle kurwicowym; bynajmniej zaś nie perspektywą "zjednania naszych
spoconych wiązadeł", cokolwiek to, nieprawdaż, znaczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dostałam
również od pana, który ze zdjęcia profilowego wygląda jak Gargamel na
rencie - zapytanie o moje strefy erogenne. Subtelne zagranie, nie ma to
tamto. (Ikonografię dowodową załączam.) Dostępnymi odpowiedziami były:<br /> a) oczywiste części ciała<br /> b) również oczywiste części ciała<br /> c) jeszcze bardziej oczywiste części ciała<br /> d) jedna oczywista i dwie dość kościste części ciała<br /> oraz (werble)<br /> e) bicz i lateksowe wdzianko. <br />
Hmmm. HMMM. Nie wiem, w sumie to dawno nie ruchałam, więc może
zapomniałam o co cho, ale jak dla mnie to zestaw możliwych odpowiedzi
bardziej przypomina te zagadki dla dzieci, gdzie Jasio ma narysowany
młotek, śrubokręt, kombinerki i marynowanego śledzia i musi wskazać, co
tu nie pasuje. Chyba że dzieją się jakieś rzeczy niesłychane w
najnowszych rozdziałach chirurgii plastycznej i wszczepiają już ludziom
bicze i lateksowe wdzianka. Bo jak tak, to rozumiem. Podejrzewam, że
Gargamel nie pisał tego pytania sam, tylko skorzystał z wbudowanych w
portal funkcji, co chyba tylko pogarsza całą sytuację. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjArKtihck3hzkpYHYSQQGOyiOrDMzqB8rU05Z5QOMJamyG6pbIPDUwAgH_-HFHY5pZ1PJD9SGALJyiVLhjiB_TqsJxXoI1OnoYrQnNZ7kRFnE4uTX63W4KWQVKm34RbebQq8jZ4ut58mX4/s1600/kurwa+II.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjArKtihck3hzkpYHYSQQGOyiOrDMzqB8rU05Z5QOMJamyG6pbIPDUwAgH_-HFHY5pZ1PJD9SGALJyiVLhjiB_TqsJxXoI1OnoYrQnNZ7kRFnE4uTX63W4KWQVKm34RbebQq8jZ4ut58mX4/s320/kurwa+II.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Otrzymałam także propozycje trójkąta, ale tylko dwie, więc jestem
wyjątkowo zawiedziona i rozmyślam złożenie reklamacji do adminów.
Mam również niezwykłe powodzenie wśród panów w wieku +50 lat, zupełnie
nie zrażonych dwoma dekadami różnicy i składających mi propozycje o
szerokim wachlarzu zastosowań. Rozważanie tych propozycji (które są
zwykle prośbami o spotkanie sformułowanymi na najróżniejsze sposoby -
zaczynając od boleśnie grafomańskich poematów o moich oczach, kończąc na
opisie zmysłowych spotkań na jego jachcie/cadillacu/prywatnym jecie),
uniemożliwia mi nieustanne rozmyślanie o tym, o ile ten facet jest
starszy od mojego własnego ojca. Oczywiście, wiek nie ma znaczenia,
liczy się tylko miłość i sialala, ale jakoś tak mam niejasne poczucie
takiego nieokreślonego "fuj". Pewnie to dlatego, że jestem płytka. Cusz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ponadto, w opisie wymarzonego partnera, nieopatrznie napisałam,
że facet nie musi być zniewalająco przystojny (oraz bardzo wyraźnie
zaznaczyłam, że MUSI być przy tym interesujący i niegłupi). To teraz mam
za swoje, bo każdy przygłup, który wygląda tylko trochę lepiej od
niedokładnie ogolonej małpy się zgłasza z jakże wiele mówiącym "Czecs".
Kto zgadnie z jakiej to gwary, dostaje ciastko z kremę. Mam wielką
ochotę robić kontrolce-kontrofał "Nie musisz wyglądać jak młody Marlon
Brando (ach!), ale to przy założeniu, że potrafisz samodzielnie napisać
zdanie współrzędnie złożone, nie ślinisz się z wysiłku przy sznurowaniu
butów i nie należysz do partii Korwina. Albo chociaż miej na tyle
przyzwoitości, żeby być przystojnym, przecież na coś muszę polecieć".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A oprócz tego, to może ze trzech sensownych facetów napisało, z tym, że
jeden chce się zaraz-teraz spotkać, na tzw. "gwałt" (HE HE), a drugi
chyba myśli, że to ja go będę podrywać, bardzo to urocze<u><i>.</i></u> Moje poczucie własnej wartości wprawdzie troszkę podskoczyło - bo już
zaczęłam podejrzewać, że z moją urokliwie trupią cerą powinnam po prostu
zacząć szukać menża tam, gdzie takie atrakcje są mile widziane i nie
wywołują reakcji typu "Jezu, to żyje!". Czyli w prosektoriach i w Kółku
Nekrofilów Miejskich, gdzie będę robić furorę jako "Madame Cadavre -
żyje, chociaż nie widać". A tu się okazuje, że nie tylko. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Słowem, moje drogie poszukiwatorki i poszukiwatorzy menżów (oraz wcale
nie) - dzieje się i ufam, że będzie działo się bardziej, gdyż zeszycik
analizatorski "Może Monż" już puchnie w szwach. Mam nadzieję, że wlałam w
Wasze serduszka otuchę oraz mnóstwo miłości i zostawiam Was ze śliczną,
złotą myślą (taką posypaną również złotym brokatę), którą przed chwilą
otrzymałam jako wiadomość: "Kromka chleba i dwa komplementy całkiem
wystarczą kobiecie, aby przeżyć dzień". Amę. </div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-19857664985860968462015-09-07T09:32:00.004-07:002015-09-07T09:54:17.862-07:00Teraz będzie na poważnie.<div style="text-align: justify;">
Wszędzie ostatnio tak głośno o syryjskich imigrantach. I se myślę -
czy ja mam cokolwiek o tym pisać? Przecież moje posty są zwykle o moim
własnym nierozgarnięciu, w tonie raczej głupawym. Tym bardziej, że
doprawdy nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. I mam mocne podejrzenia,
że będę bardzo żałować, że to tutaj wrzucam, ale muszę, bo mnie to dusi i
spać nie mogę. A ja uwielbiam spać, więc coś jest na rzeczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z
jednej strony mamy bowiem rozdzierające serce zdjęcia martwych dzieci na
plaży, fotomontaże Banksy'ego, gdzie z pływających w wodzie trupów
układa się flagę Unii Europejskiej; przejmująco płaczącego ojca z
dziećmi i wszystkich tych ludzi, którzy otwierają własne domy dla
uchodźców oraz nawołują do humanitaryzmu, popartego głęboką wiarą w
ludzką dobroć. W mediach wciąż pokazywane są wzruszające obrazy
uciekających z ogarniętego wojną i głodem kraju matek z dziećmi. I
człowiek myśli - no ależ oczywiście, że trzeba im pomóc, przecież do
cholery, oni nie wieją stamtąd z własnej woli, tylko z przymusu - kto by
nie wiał przed biedą i śmiercią...?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z drugiej strony mamy
idiotów, chcących muzułmanów zagazować, razem z żonami i nieletnim
przychówkiem, tych którzy dają się ponieść modzie na nienawidzenie
"kozojebców", bo przecież oni nie piją alkoholu, więc musi być coś z
nimi w chuj nie tak; którzy zawracaliby łodzie z imigrantami albo nawet
topili je, dla pewności, że nie wrócą. Tych wspominam tylko dlatego, że
też istnieją, chociaż jest to zaskakujące w kraju, w którym jeszcze 75
(no dobra 73, bo obozy nie zostały wprowadzone od razu) lat temu
zagazowywano im dziadków; więc ci ludzie muszą naprawdę mieć łajno pod
czaszką. Ale nie o nich tu chodzi, wszyscy wiedzą, że to kretyni, ale
jestem w stanie pojąć, skąd się ci kretyni wzięli. Ze strachu. Bo
równolegle do zdjęć martwych dzieci, pojawiają się relacje zwykłych
ludzi, nie mających nic wspólnego z polityką czy dziennikarstwem.
Relacje mieszkańców Włoch, Grecji, Niemiec albo po prostu turystów -
którzy są świadkami tego, że do Europy nie płynie fala zestrachanych
uchodźców, drżących o własne życie; ale masy rozbestwionych młodych
mężczyzn (według badań ONZ - 75% całej populacji uchodźców), którzy
wyrabiają sobie fałszywe syryjskie paszporty i jadą do nas szerzyć islam
i siać zniszczenie. I człowiek myśli - o cholera, niedobrze, będą nas
zbiorowo gwałcić i sprowadzą tutaj swoje cztery żony z piętnaściorgiem
dzieci - zaleją nas, ratuj się kto może. Są też głosy, że cały ten
polski strach przed imigrantami jest na wyrost, bo przecież oni i tak do
nas wcale nie chcą jechać - wolą do Niemiec, Francji i Anglii, bo to
bogatsze kraje, a w Polsce mleko i miód raczej nie płynie. Ale są i Ci,
którzy właśnie dlatego, że nie płynie, boją się, że uchodźcy odbiorą nam
i te resztki opieki medycznej, zasiłków i państwowych (to znaczy -
naszych, podatników) pieniędzy. I jedni i drudzy mają rację. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I
jest jeszcze trzeci rodzaj ludzi, do których chyba właśnie ja się
zaliczam, którzy, owszem, są lekko otumanieni strachem, ale nie są przy
okazji debilami. To znaczy - przecież nie będziemy ich do jasnej cholery
topić, ale nie powinniśmy (my w znaczeniu - Europa, nieprawdaż)
przyjmować tak bezkrytycznie i absolutnie wszystkich. Tutaj jednak
pojawia się problem, to znaczy - jak rozróżnić biednego uchodźcę od
gwałciciela-terrorysty...? Będziemy ich pytać na granicy: "Przepraszam,
ma pan może zamiar się wysadzić w warszawskim metrze?" (W ogóle to apel
do terrorystów - nie róbcie tego, to jedyne metro, jakie mamy i jego
budowa pochłonęła cholerną ilość czasu, jak je wysadzicie, to następne
zbudują w 2115, więc teges, po prostu nie róbcie tego, plis.)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No,
ale, pomijając żarty, człowiek już nie wie, w co ma wierzyć, komu
wierzyć, bo prawd jest tyle, ile relacji. Niby jednak łatwiej jest dać
wiarę ludziom, których się zna i wie, że nie mają w tych niepokojących
relacjach żadnego innego interesu, poza zwykłym ostrzeżeniem. Ojciec
mojej przyjaciółki przez lata mieszkał we Francji, teraz mieszka w Chile
i na pęczki ma przykładów z integracji imigrantów - wśród muzułmanów
ona po prostu nie zachodzi, nawet w którymś tam z kolei pokoleniu. Jest
to niegłupi człowiek i zawsze był zdania, że z islamem nam nie po
drodze, bo to kultura, której jednym z głównych założeń jest pogarda dla
innych kultur. I jeśli tylko pogarda, to jeszcze byłoby całkiem
spokojnie, ale niestety pojawia się też nienawiść i to nienawiść poparta
autentycznymi przypadkami mordów i gwałtów na tle religijnym. Bo Polacy
owszem, też nienawidzą, ale zwykle werbalnie, rzadko kiedy się do
przeistacza w działanie - jakoś nie widuje się moherów z Januszami w
kamizelkach z C4, wrzeszczących "Chrystus Królem Polski!", zanim się
wysadzą w powietrze na stadionie. I pomimo tego, że w Polsce sprawy
gwałtów nadal są traktowane marginalnie i zdawkowo - nadal jest to w
naszym kraju nielegalne. Natomiast imamowie otwarcie mówią, że kobiety
nienoszące hidżabu można gwałcić, bo przecież są niewierne i pokazując
gołą szyję, zachęcają do czynów lubieżnych. I człowieka zaczyna ogarniać
coraz większe przerażenie, bo przecież każdy uchodźca ma prawo
sprowadzić tu (znowu "tu" w znaczeniu "do Europy") swoją rodzinę. W
przypadku Ukraińców (którzy i tak w większości nie mają statusu uchodźcy
w Polsce...) to jest najczęściej jedna żona i np. trójka dzieci. W
przypadku muzułmanów to mogą być nawet i cztery żony i dwadzieścioro
dzieci. Zaczyna się robić tłoczno.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie może sobie jednak człowiek
dać spokoju i całkiem po prostu ich wszystkich nienawidzić, bo przecież
wśród tych mas uchodźców na pewno są też i te nieszczęsne kobiety z
dziećmi, które po prostu szukają azylu przed wojną i byłoby jednak
ogromnym kurewstwem im tego azylu odmówić. Nie ich winą jest, że akurat
żyją w społeczeństwie, w którym to mężczyzna jest panem i władcą,
dlatego też wyjeżdża ich więcej i wyjeżdżają jako pierwsi. Poza tym,
jestem przekonana, że nie wszyscy ci demoniczni muzułmanie jadą tutaj,
żeby gwałcić Europejki na potęgę, kraść, mordować i siedzieć na socjalu.
Jednak nie należy zapominać, że istnieje coś takiego, jak logika tłumu,
więc jeśli tysiąc uchodźców uzna za swoje prawo i przywilej obrzucenie
czyjegoś domu kamieniami i obrabowanie sklepu na osiedlu, to ten tysiąc
pierwszy być może sobie pomyśli "W sumie, skoro wszyscy tak robią..."
Być może sobie też tak nie pomyśli i będzie przeciw, ale przy takiej
różnicy głosów, jego zdanie nie będzie miało znaczenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I
człowiek się zaczyna serio bać, wizualizując sobie to wszystko. Tym
bardziej, że widzę jak dyskusja o uchodźcach dzieli ludzi, którzy na co
dzień się przyjaźnią. I prawdziwość wszelkich informacji jakoś traci
wtedy na znaczeniu, bo nie wiadomo, co sądzić i komu wierzyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale
to przecież, tak w ogóle i poza tym, to oni są przecież daleko. I tak
właściwie to nie jest mój problem, nie ja im wjechałam czołgiem w
podwórko, co mnie to w ogóle. Prawda...? Tylko, że właśnie nie. Owszem,
to nie myśmy (jako społeczeństwo, w sensie) podejmowali decyzje o
działaniach zbrojnych na Bliskich Wschodzie. Nie my będziemy też
decydować o tym ilu i kiedy uchodźców przyjmiemy. Bo przyjmiemy, nawet
jeśli ani my, ani oni nie bardzo tego chcemy. I właściwie to nie ma co
dywagować - proces się już rozpoczął, możemy próbować załagodzić skutki,
ale nikt nie jest w stanie ich w pełni przewidzieć, więc po co
narzekać? No i właśnie to, w tej całej sytuacji, w tym całym
"konflikcie" Europa-Syria (albo raczej Europa-Islam), najbardziej mnie
wkurza, że ja nie mam nic do powiedzenia. Nie jest ważne, czy uznam, że
"tak, dawajcie tu tych uchodźców, nakarmimy chlebem i solą, niech se
żyją"; albo powiem "a w życiu, won mi stąd, maso ciemna, nie będzie mi
nikt meczetów pod blokiem stawiał!" - nie ode mnie zależy, co się z nimi
stanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mogę sobie pisać na fb, na forach, do gazet; wszyscy
możemy o tym dyskutować w domach, w pracy i przy barze - nic to nie
zmieni. Ci ludzie - prawdopodobnie równie przerażeni i zmęczeni, jak my -
też nie mają nic do gadania, o ich losach przesądziło kilka decyzji na
wyższym szczeblu, o których przypuszczalnie nawet nie wiemy. Kilku
facetów w drogich garniturach spotkało się w oszklonym biurze albo
wyłożonym mahoniem gabinecie, podpisali kilka papierów, kilka milionów
dolarów zmieniło właściciela i kilka miesięcy później - rzesze ludzi
żyją w strachu - czy to przed uchodźcami, czy też przed tym, że nie ma
gdzie uciekać. Nie wiem, jak Was, ale mnie to naprawdę denerwuje. Że
nieistotne są argumenty za i przeciw - mamy tylko fragmenty prawdy i
możemy próbować posklejać to wszystko znowu do kupy. Szkoda tylko, że te
najważniejsze kawałki zaginęły gdzieś po drodze, schowane przez ludzi,
których podobno sami sobie wybraliśmy.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEYE4TGEwhDYXIrGh4d9DB1WATq3AkiB9wpbWGL4NJ7ydgphnyfszoXRt8MqsOEQrL6M_6bKic9JCQZP4fwte5qL_XuBhaeSgrLvHJuci9gwAm5S5s0U_Xg76_QYpRhW1nUq7njoj55bXo/s1600/9d138364-37de-4eac-8c0e-d0ee3ac2ef38.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="175" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEYE4TGEwhDYXIrGh4d9DB1WATq3AkiB9wpbWGL4NJ7ydgphnyfszoXRt8MqsOEQrL6M_6bKic9JCQZP4fwte5qL_XuBhaeSgrLvHJuci9gwAm5S5s0U_Xg76_QYpRhW1nUq7njoj55bXo/s320/9d138364-37de-4eac-8c0e-d0ee3ac2ef38.jpg" width="320" /></a></div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-75809771928319983562015-08-25T03:39:00.002-07:002015-08-25T03:43:04.861-07:00ŚwiętoCeramiczny Debil 2015.<div style="text-align: justify;">
Święto Ceramiki się skończyło. Miasto odkorkowane, ale i zaśmiecone
fest. (Nota bene - znowu minęłam po drodze do pracy porzucone męskie
gatki w paski - tym razem slipy - no ewidentnie paski są teraz bardzo a
la mode.) Faceci w przepoconych koszulkach rozkręcają budki, a w sklepie
wreszcie znowu mam dzienne światło, bo jednakowoż płyta paździerzowa
jest bardzo nieprzeźroczysta i przez pięć dni miałam cimno. Alleluja.<br />
<br />
<br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
A teraz uwaga, specjalnie dla państwa, na okazję przymusowych badań
społecznych bardzo dużej i różnorodnej ciżby ludzkiej, sporządziłam
osobisty plebiscyt na ŚwiętoCeramicznego Debila 2015. Jedziemy.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSl5Qh8hm4dwXNGJPyMX6-HRhTeM6kp6z58-VUxBpNWw-5YzKaWE1sON_uViUnW9Xyj2pESAJw2CRnhXtjZN0odM02mUV9LoUhyB-OSyVys2KQNSI6gtAdiH5hAh8IKR6_qtwqghnfJ3Nx/s1600/Swietoceramiczny.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="145" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSl5Qh8hm4dwXNGJPyMX6-HRhTeM6kp6z58-VUxBpNWw-5YzKaWE1sON_uViUnW9Xyj2pESAJw2CRnhXtjZN0odM02mUV9LoUhyB-OSyVys2KQNSI6gtAdiH5hAh8IKR6_qtwqghnfJ3Nx/s400/Swietoceramiczny.png" width="400" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miejsce XIII<br />
Chuda kobita z rozwianym włosem, która przyłaziła ze trzy razy pytać o
"takie piwo, wie pani, z niebieską etykietką, chyba jasne, ale nie wiem,
może polskie, ale nie jestem pewna, chyba mocne, ale takie, żeby
gorzkie nie było, ma takie pani?"</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miejsce XII<br />
Kilkunastu
Januszów, którzy błąkali się po sklepie, w którym półki się uginają od
piwa, ale nic nie kupili, bo akurat nie było tego jednego, jedynego, co
to nie pamiętają, jak ono się nazywało; ale pili na wakacjach w Turcji
trzysta lat temu, a ono takie dobre było, tragedia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miejsce XI<br />
Stary Niemiec z lampucerowatą polską żoną z żylakami na nogach, wręcz
osobiście urażony, że w Polsce nigdzie nie ma niemieckich piw. Skandal
oraz w ogóle najgorzej, przecież jesteśmy niemiecką kolonią i jak to
tak. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miejsce X<br />
Ekzekwo ze czterech pajaców, którzy kupili w
przeciągu czterech dni cztery piwa, pytających o rabacik, bo oni są
stałymi klientami i w ogóle to im się należy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miejsce IX<br />
Młodzieniec z nieopierzonym wąsem, który nachalnie mnie pytał, ile
zarobiłam na Święcie Ceramiki i czy jestem singielką. Myśli nie
rozwinął, ale lada moment spodziewam się oświadczyn, jak tylko mu
przedstawię rozliczenie majątkowe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miejsce VIII<br />
Niezliczona
ilość łysych ćwoków, którzy kompletnie nie ogarniali idei butelki
zwrotnej, nie sklejając zupełnie, że do ich ukochanych Tyskich,
Harnasiów i innych piw z proszku, również nalicza się kaucję za butelkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miejsce VII<br />
Pijane babsko, które stwierdziło, że koniecznie
mnie musi oświecić, że nie widać sklepu, bo mnie zastawili i czemu ja z
tym nic nie zrobiłam. Kiedy jej usiłowałam wyklarować, że zrobiłam co
się dało, zaoferowała, że pójdzie podpalić ceramikom budki, żeby se nie
myśleli. Bardzo mnie cieszy taka ludzka troska.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miejsce VI<br />
Kolo w białych spodniach, przez które mu było widać kolor gaci (czy
jeśli napiszę, że w paski, ktokolwiek mi uwierzy...?); który przez
cztery dni wbijał po kraftowe piwo i każdą jedną flaszkę wybierał pół
godziny. W piątek spędził w sklepie 1,5h, a jego kilkuletnia córka
zdążyła zasnąć, siedząc na skrzynkach po piwie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miejsce V<br />
Facet, który kupił cztery piwa i pytał całkiem poważnie, czy może dać
piwo dzieciom, bo chcą pić, a soczki są drogie (złotypisiąt).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miejsce IV<br />
Mamuśka z kilkumiesięcznym dzieckiem, która stała przed sklepem około
północy, ćmiąc fajkę za fajką i czekając na starego. Nic sobie przy tym
nie robiła z tego, że jej biedne młode wyło z zimna, bo nie miała nawet
kocyka, żeby przykryć wózek, a dzieciak leżał w samych śpioszkach i
powoli siniał, bo w sobotę w nocy było 13stopni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miejsce III<br />
Łysy i przypakowany szmaciarz, kurdupel niższy ode mnie, z łbem
wielkości piłki tenisowej, który zwyzywał moją mamę, że butelki wrzucane
do kontenera na szkło się tłuką i robią hałas, tak jakby ktokolwiek
miał na to akurat wpływ. Należy tu zaznaczyć, że właśnie wracałyśmy do
domu, a ja byłam tak zmęczona i wściekła, że mu kulturalnie nadmieniłam,
że od starych kurew, to se może swoją świnię wyzywać i raczej niech nie
skacze, bo się schylę i go cyckiem zabiję.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miejsce II<br />
Dwa
patafiany z rozbieganymi oczami, które zdołały odczytać na butelce
Primatora Double wielki napis 24% i nie mogli się nadziwić, że to ma 24
wolty. Kiedy im usiłowałam wyjaśnić, że nie ma, bo 24% to ekstrakt
początkowy jest, a alkoholu ma 10,5%, to zostałam zaszczycona
spojrzeniami tak pustymi, jak jakikolwiek koci żołądek o dowolnej porze
dnia i usłyszałam tylko wiele mówiące: "Kurwa, co? Kurwa, nic nie
rozumiem, kurwa".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oraz last but not least, zaszczytne Miejsce I<br />
Narąbana Typowa Andżela z makijażem robionym stemplem pocztowym oraz
butelką Wojaka w dłoni, która całkiem serio chciała negocjować
sponsoring typu: ja jej dam dwa piwa za darmoszkę, a ona MOŻE coś u mnie
kupi. Promocja sklepu taka. No deal roku, zupełnie nie wiem, dlaczego
na to nie przystałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jakby co, to możecie w komentarzach wrzucać
swoje propozycje przetasowania miejsc, wedle ciężkości debilizmu
reprezentowanego przez laureatów. Oraz, żeby nie było tak całkiem, że
smutno mi Borze, to chciałam poinformować, że w podzięce za miłą
współpracę, pani z budki przede mną, podarowała mi cztery pary
ceramicznych kolczyków, które sama zrobiła. Więc w ramach reklamowania
fajnych osób, jakbyście potrzebowali na cito ceramiki artystycznej, to
idźcie na <a href="http://l.facebook.com/l.php?u=http%3A%2F%2Fwww.artmika.com%2F&h=iAQFuVoqFAQG92pa64VJ7seF_2MOKChFInuSpMxi7RJJ2Gg&enc=AZMCbZMlQkXG5ptzJ5j4rg_AV_y9S_0Gl00d-1gbb2dbB5LFAc1xYNPiiruWGBYOTPZmrEZqKsYOjXgrn6u1yrzq5tKtqYk0epszHRR4OoW9_Gc3rOr4gbOHS3J16OYiINEBWvjgLH0bkBwgC9mgHl5s_6ZsMwHlvcUpkyJn_fjX27ya94tPihNK8NFCaBqVARA&s=1" rel="nofollow" target="_blank">www.artmika.com</a> i się tam zaopatrzcie. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
A także, państwo ceramicy, którzy korzystali z toalety, zanim się
okazało, że dzięki Amerykankom USA wisi mi za nowy rozdrabniacz do
sracza; wręczyli mi sto złotych w ramach dołożenia się do kosztów
naprawy, chociaż wcale ich o to nie prosiłam. Zrobili to po prostu w
ramach propagowania "bycia miłym", bo ja byłam miła. Nie dziwcie im się,
mało mnie znali, to nie wiedzieli, że ze mnie w istocie jest sytyraszna
wiedźma. A tak naprawdę to wielkie podziękowania dla państwa z Sosnowieckiego Stowarzyszenia Społecznego, za bycie miłym. I naprawdę byli z Sosnowca. Można? Można.<br />
<br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-86015956149332582782015-08-24T10:12:00.001-07:002015-08-24T10:13:27.177-07:00Sracz story.<div style="text-align: justify;">
W ogóle, jakbyście nie wiedzieli, to u mię we wsi są Dni Ceramiki.
Największe święto w roku, wszyscy się jarają, ludzi naraz więcej niż
dowolnego innego dnia w roku, miasto zakorkowane po kokardkę, ogólne
szaleństwo. Oczywiście budki z ceramiką zastawiły mi sklep dokumentnie,
więc od dwóch dni uskuteczniam akcję o kryptonimie "kolorowe jarmarki",
czyli ustrajam wejście, żeby było widać, że tam jest w ogóle jakiś
sklep, wieszam światełka, które migoczą bardzo oczojebnie oraz r<span class="text_exposed_show">ozpoczęłam
współpracę z kramarzami ceramiki. W sensie - oni se jebną moje plakaty
opatrzone bardzo jednoznaczną szczałką we w stronę sklepu, a ja im
udostępnię toaletę. No więc oczywiście toaleta stwierdziła, że hehe,
fajny pomysł, miło, że masz plany, ale nic z tego i się zatkała na amen.
Najlepsze jest to, że toaleta jest podłączona do rozdrabniacza, gdyż w
starym budownictwie rury są wąskie i nasze nowoczesne gówno musi być
najpierw zmielone, zanim wpadnie do Bobru. Po którejś z wizyt ceramików,
rozdrabniacz zaczął piszczeć i buczeć na zmianę, więc se tak myślę, że
chyba się coś zjebało. Ceramicy, po zwołaniu obrad wokół zatkanego
kibla, zdeklarowali się, że jakby co, to pokryją koszty naprawy, jeśli
się okaże, że to oni wrzucili tam coś nie halo. No zajebongo. Pan
fachowiec, którego bardzo lubiam, gdyż się zjawił praktycznie na
poczekaniu i nawet nie marudził, że przy piątku musi grzebać w cudzych
kiblach, wyłowił z rozdrabniacza podpaskę. Po dość krępującej sondzie
pt. "kto ma okres, ręka w górę" okazało się, że ani chybi mi się
podpaska w magiczny sposób sama zmaterializowała w kiblu, gdyż żadna
z zaindagowanych pań nie ma okresu. W ogóle to bardzo polecam,
jakbyście byli nieśmiali i nie wiedzieli, jak zagadać, to połaźcie se po
jarmarku i pytajcie kobiet, czy czasem nie mają miesiączki.
Zadzierzgniecie przyjaźni gwarantowane. Doszłam do wniosku, że całkiem
możliwe, że to jedna z Amerykanek, którym w przypływie dobroci serca
umożliwiłam skorzystanie z toalety, odwdzięczyła się, wrzucając tam
produkt higieny osobistej, którego nikt ze wszystkimi klepkami i przy
obecności kosza na śmieci, nie wrzuciłby do sracza. Być może mam
dziwnych znajomych, ale większość wie, że do kibla wrzuca się, co
następuje: papier toaletowy oraz produkty uboczne przemiany materii.
Tyle. Nie wrzucamy pieluch, podpasek, tamponów ani bielizny i jak znam
życie to np. dywanów, sztućców oraz butelek po mineralnej TEŻ PEWNIE
NIE. Stawiam zatem na Amerykanów, oni są przecież zawsze do przodu,
jeśli chodzi o genialne pomysły. Jak to dobrze, że chcemy być Ameryką
Europy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgx1c5sIki8Xnsd1T4lidU2FS7uVVToj_ny_xwSIsGAZ6ack5rR98QfT-s3hHLV8kO23t6CMAXBkR2pAvApniYoNXV5WMIlyo0MWW-uy-aovxUoNqQszeUANKKoqTKdMO36SM4nySRRbB1-/s1600/sracz.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgx1c5sIki8Xnsd1T4lidU2FS7uVVToj_ny_xwSIsGAZ6ack5rR98QfT-s3hHLV8kO23t6CMAXBkR2pAvApniYoNXV5WMIlyo0MWW-uy-aovxUoNqQszeUANKKoqTKdMO36SM4nySRRbB1-/s320/sracz.jpg" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-12719214787260519372015-08-12T04:32:00.000-07:002015-08-12T04:32:05.139-07:00To nie jest kraj dla dobrych ludzi.<div style="text-align: justify;">
Bardzo jestem zatroskana. Smutek mję opadł chmurą wilgotną, chociaż
możliwe, że to po prostu mój pot się poci, bo temperatura jest nieludzka. Ale doprawdy mję ten smutek do kości
przenikł wziął, albowiem, gdyż, ponieważ się okazuje, że w Polsce
ludzie, którzy chcą pomagać chorym dzieciom, mają potwornie cinżko. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chodzi u mnie we wsi taka pani z taką podkładką z zakładkami i tam w
tych zakładkach się prezentują bardzo zasercechwytające zdjęcia
dzieciaczków pokrzywdzonych przez los. Pani oczywiście na dzieciaczki
zbi<span class="text_exposed_show">era piniondze, no bo jaki człek bez
serca i godności ludzkiej nie wpłaci na chore dzieciaczki. I pani jest
tak cinżko, że tak zbiera i zbiera i nic, że musi pić dla złagodzenia
stresu. Wiem, gdyż od pani wali wódą bardzo raźno, więc wniosek jest
jeden - zbieranie na chore dzieci jest bardzo stresujące. Pani widać
jest wstyd, że tak musi se strzelać kurwiki co godzinę, bo na mą uwagę
(oczywiście pełną troski o bliźniego oraz ogólnego przejęcia) na temat
charakterystycznego zapachu, wybąkała, że to mentosy. Widać nowy smak na
lato wypuścili. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="text_exposed_show" style="text-align: justify;">
A przed
chwilą objawił się pan, także wyjątkowo zestresowany, bo z tego stresu
nie dał rady się umyć, ogolić ani ubrać w coś innego niż poplamioną
niewiadomoczym koszulkę z napisem "Body Crusher" oraz dżymsy z dziuramy.
Pan także zbierał na dzieciaczka, dziewczynkę, która musi mieć
cholernego pecha, gdyż jest chora na Downa, boreliozę, paraliż kończyn,
odrę, koklusz i prawdopodobnie dżumę z malarią, oczywiście na raz. Mówię
Wam, taki żal, że się serce kraje. I się okazuje, że pan, co zbiera
piniondze na wszystkie leki świata; ma jeszcze gorzej niż pani, bo prócz
niewątpliwych zapachowych oznak stresu, pan ma również i wizualne, gdyż
nie ma dwóch zębów, z samego przodu. Najwyraźniej zbieranie na chore
dzieciaczki jest nie dość, że stresujące, to jeszcze niebezpieczne, bo
można za tę całą dobroczynność dostać w ryj.<br />
<br />
Bardzo to wszystko smutne, ja im się nie dziwię, że piją. Laboga, w potwornym kraju żyjemy.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtI5kUXk8jdBV6pW8KprAaaiyX-Ro4MELuoR33nCKzS_moPTkORRmz9gHDjnPE58kcfzPMlYs1HV-z4Wmptxpb_527bLZQqmTp3xfx0us5L1znVCAkLPa93dCAb0tK1vj_b9f41p4zhhyphenhyphenh/s1600/7143_napisy-reklamy-zbieramy-pieniadze-na-chora-dziewczynke.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="321" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtI5kUXk8jdBV6pW8KprAaaiyX-Ro4MELuoR33nCKzS_moPTkORRmz9gHDjnPE58kcfzPMlYs1HV-z4Wmptxpb_527bLZQqmTp3xfx0us5L1znVCAkLPa93dCAb0tK1vj_b9f41p4zhhyphenhyphenh/s400/7143_napisy-reklamy-zbieramy-pieniadze-na-chora-dziewczynke.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Obrazek wygooglany i zassany z internetów. Sprawca obrazka nieznany.</td></tr>
</tbody></table>
</div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-63829248293962634152015-07-24T05:03:00.002-07:002015-07-24T05:03:54.382-07:00Motyla noga.<div class="_5pbx userContent" data-ft="{"tn":"K"}" style="text-align: justify;">
Z
racji tego, że lato, to postanowiłam się wbić w szorty, póki
jestem piękna (ha ha) oraz młoda (HA HA) i cellulit jeszcze nie
skolonizował mi nóg aż do kostek. Ku mojej radości, okazało się, że z
sześciu par szortów, które sobie w napadzie optymizmu kupiłam
praktycznie na raz - niektóre nawet jeszcze pasują. Znaczy się - zapnę
się, nie spłaszczają mu dupy i nie robi się z przodu wielbłądzie
kopytko, czyli alleluja i do szortów przystąp. Na tę radosnę okoliczność
wczoraj siedziałam w łazience przez godzinę i skrupulatnie goliłam całe
nogi, które zwykle z lenistwa golę tylko do kolan. Zacięłam się tylko
trzy razy: oczywiście przy kostkach (bliznami po tych sznytach będę moje
wnuki straszyć) oraz ino raz w kolano, ale za to fest, bo się lało, jak
ze świni. Po dezynfekcji ran ciętych i ciężkich walkach w okolicach
drugiego kolana - nóżki miałam gładkie i śliczne, nawet jeśli lekko
obolałe oraz tradycyjnie eterycznie blade. Natomiast dzisiaj rano, mój
przepiękny i najcudowniejszy na Ziemi Kocisław, władował mi się na
kolana i tulił się do mię tak pięknie i ochoczo, że naprawdę me serce
łkało, że go muszę z tych kolan zepchnąć, bo znowu się spóźnię do
roboty. Więc Kocisław postanowił mje ukarać za to, że jestem tak zimną i
złą kobietą, i zjechał na pazurach po świeżo ogolonych udach,
zapewne chcąc przy tym nadać nieco żywszego kolorytu trupiobladej mej
skórze. Cóż - koloryt jest, szortów nie ma, gdyż musiałam się
oplastrować dość solidnie, żeby se spodni krwią nie ufajdać. Wnoszę, że
mój kot jednak jest zagorzałym katolikiem, bo chciał mnie ochronić przed
nieopatrznym grzechem i świeceniem dupą przed obcymi ludźmi. Chwała
Borze.<br />
<br />
A także - wpadł mi do sklepu motylek. Ganiałam za nim w zachwycie jak modelowa idiotka, dopóki nie wpadł między butelki i żadnym sposobem nie mogę go znaleźć :( Przestawiłam całą półkę i nie ma motylka. Przesz mje serce pęknie, jak przy następnej dostawie znajdę między
butelkami martwego motylka. Albo - jeszcze gorzej - motyle ścierwo
wyewoluuje, odkryje sposób na otwieranie butelek skrzydełkiem i wychleje
mi wszysko, zanim się obejrzę. Szkoda, że koncerniaków już nie mam,
jakby to wychlał, to by się zatruł chemią po pierwszej butelce i tyle
bym go widziała. A tak to muszę żyć w stresie. Laboga.</div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-69768072882284874062015-07-13T07:17:00.001-07:002015-07-24T05:05:38.794-07:00Swaty.<div style="text-align: justify;">
Pierwszy odcinek zapewne pokaźnej serii opowieści o tym, jak to znowu
nie zdobyłam menża, tym razem będzie o swatach, czyli dlaczego kochająca
rodzina warunkiem szczęśliwego zamonżpójścia. W dodatku długie mi to
wyszło w cholerę, więc lepiej se to zostawcie na posiadówkę w kiblu albo
co. Historyjka jest letko tylko ubarwiona, dla beki pozostawię
czytelnikom decyzję, co do tego, które części są fantazyjnie
pokolorowane, a które wcale nie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Posiadam ci ja babcię. Babcia, jak babcia, klasyka gatunku: włos siwy,
szczęka sztuczna, uśmiech dobrotliwy. W dłoniach zwykle siatka taka w
paski, z rodzaju tych peerelowskich toreb, które są w stanie przetrwać
powódź, wybuch nuklearny oraz atak obcych, prawdopodobnie zresztą naraz.
Babcia zwykle nosi do trepków grube skarpety w prążki, a na lato
przywdziewa do tych samych trepków cieńsze skarpety w prążki. Babcia
klnie jak szewc i zajmuje się głównie wiszeniem w oknie i ochotniczym
monitoringiem osiedlowym. Babcia kiedyś chodziła o lasce, teraz ma
chodzik, ale nadal chodzi o lasce, bo "przecież nie będzie jak stara
baba z chodzikiem popierdalać". Babcia ma własne mieszkanie, bardzo
ładnie urządzone w stylu "bardzo późne rokokoko", delikatnie złamane
nowofalową szkołą aranżacji wnętrz Bierdąki; chociaż ostatnio
pomieszkuje w kościele. Podobno tam chłodniej. Babcia nie wie, że
istnieje takie śliczne pojęcie jak "matriarchat", ale nie przeszkadza
jej to w namiętnym i straszliwym jego uskutecznianiu. Srebrnowłosa
staruszka o głosie żony Świętego Mikołaja, niczym rycerze
średniowieczni, nigdy nie występuje jako jednostka, ale zawsze jawi się
samotrzeć - ona plus, w charakterze maskotki, moja 32-letnia kuzynka,
która właściwie nigdy nic nie mówi, za to bardzo dużo się gapi; oraz
moja ciotka, która dla odmiany mówi za czterech i ma zeza tak radosnego,
że właściwie można uznać, że gapi się na wszystko na raz. Kuzynka jest
lekko stuknięta, co u nas, jak widać, rodzinne jest niezwykle (dowody ze
stosowną pieczątką oraz odpowiednią dokumentacją fotograficzną na
życzenie); zwykle ubiera się w sukienki, które wyglądają jak becik z
trenem oraz ma chroniczny katar, więc łazi z haftowaną w kwiotki
chusteczką rozmiaru prześcieradła. Natomiast ciotka ma paniczny
wytrzeszcz (ORAZ zeza - no sami przyznacie, że rodzinę mam wyjątkową) i
rokrocznie w Wigilię opowiada historię o kocie. Leci to tak: choinka,
świeczki, prawda, opłatek już zeżarty, karp wjeżdża na stół, a ciotka
swoje - <i>"Bo wiecie co normalnie Lodzia ma takiego kotecka i ten kotecek
jest taki mądry że nie musi siurać do pudełeczka z piaseczkiem ale
załatwia się sam do kibelka tylko mu trzeba deseczkę podnieść i on tam
siura takie to śmieszne hahaha". </i>HA HA HA. Cytat bardzo dokładny,
możecie mi wierzyć. Babcia autorytatywnie zarządza całym domostwem, od
mojej wiecznie zakatarzonej kuzynki, poprzez moją taktowną jak Janusz na
wczasach ciotkę, kończąc wreszcie na wszystkich sąsiadach z klatki,
którzy, podejrzewam, nieco się mojej babci boją. Ostatnio jednak babcia
stwierdziła, że czas najwyższy przedsięwziąć kroki, żeby wpłynąć na
znaczną poprawę życia swojej drugiej wnusi, czyli Waszej uniżonej
Karolajny, Siostry Wielokrotnie Przełożonej. Szczególnie oczywiście w
kwestii zamążpójścia, bo babcia przeboleć nie może tego, że córka
rzeczonej Lodzi od kotecka, już trzy lata po ślubie, natomiast żadnemu z
jej wnucząt nie było jeszcze dane zaznać tego szczęścia. Stąd właśnie
wynikły tragiczne wydarzenia, które są meritum wpisu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Imieniny mojej babci wyprawiane były w
sobotę, a ponieważ natenczas byłam bezrobotną ofiarą idiotycznego i nieżyciowego
kierunku studiów, zostałam oddelegowana do uczestnictwa. Zbrojna zatem w wielki
bukiet gerber, który został okrzyknięty za drogim oraz własnej roboty
sernik, który oczywiście i tak jest za słodki i w ogóle to
niedopieczony, przybyłam w babcine progi. Bukiet został tradycyjnie
wciśnięty w okrutnie tandetny i paskudnie już odrapany wazon, zdobny w
dwa cierpiące na debilizm białe kociaki pod parasolką, znane od
dzieciństwa mnie i mojemu bratu jako Sęp i Klęp. Ów szpetny porcelanowy
tworek jest którymś z kolei bożonarodzeniowym darem od Lodzi, z jej
ogromnej autorskiej kolekcji pt. <i>"Pomniki kiczu".</i> Sama Lodzia
siedziała, zapewne od rana, rozparta po drugiej stronie imieninowego
stołu, łypiąc na mnie czarnymi, świńskimi oczkami. Jest ona jedyną
sąsiadką, którą z babcią łączy coś na zasadzie długoletniej przyjaźni,
podsycanej nienawiścią do tych samych osiedlowych wywłok oraz miłością
do tych samych brazylijskich seriali. Lodzia jest tandetnie ubraną,
niespecjalnie lotną paniusią ze wsi, której największym osiągnięciem
było wydanie się za miastowego oraz wychowanie dwóch córek z dokładnie
takim samym pragnieniem życiowym. Jedna z nich, którą zawsze nazywam
Zwyczajnie Aśką, (co niemożebnie ją wnerwia, bo ona przecież ma tak
pięknie na imię - Żaneta), siedziała rozparta - a rozpierać miała co - obok mamusi, obdarzając mnie
pogardliwym spojrzeniem znad upaćkanych niebieskim cieniem powiek oraz
ostentacyjnie oglądając wielki, bardzo brzydki i ewidentnie fałszywy
złoty pierścionek z paskudnym szklanym oczkiem. Błędnie biorąc mój
powitalny uśmiech za oznakę zainteresowania, nie omieszkała mnie
poinformować, że się zaręczyła właśnie i planują ślub na wiosnę.
Promieniała przy tym dumą, gdyż, w przeciwieństwie do swojej starszej
siostry, Andżeli (ja naprawdę tego nie wymyślam) udało jej się zmusić swojego faceta do oświadczyn,<b> </b>ZANIM zaszła z nim w ciążę, zatem jest to
związek prawdziwy, pełny i z klasą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czas mijał przy nieustannie napędzanych ciocinym słowotokiem dyskusjach o
sukni ślubnej Zwyczajnie Aśki, która najnowszą modą będzie wprawdzie
krótka, za to wysadzana kryształkami oraz DROGA, żebyście se nie
myśleli. Babcia kontynuowała odwieczną krucjatę na rzecz napiętnowania
nigodziwości, tym razem wieszając psy na nieznanej mi bliżej dziwce z
trzeciego piętra, która daje tylko dwa ziko na tacę, a się wozi mercem,
szmata. Na stole piętrzyły się andruty, czyli jedyny rodzaj czegoś w
rodzaju deseru, który ciotka jest w stanie wykonać oraz całe michy
zjawiskowo paskudnej sałatki ziemniaczanej, również dzieła mojej ciotki -
osoby, która w żadnym wypadku nie powinna zostać wpuszczona do kuchni,
nawet celem umycia naczyń. O ostatnim może świadczyć upstrzona
zaschniętą resztką jakiegoś nieszczęsnego owocu literatka z wyblakłym
Papą Smerfem, w którym to naczyniu zaserwowano mi sok pomarańczowy o
silnym aromacie benzoesanu sodu; prawdopodobnie wychodząc z założenia,
że nieistotne jest, czy mam lat trzynaście czy trzydzieści, skoro jestem
niezamężna, to mi się normalna szklanka nie należy. Dziobałam wiec
nieprzekonująco tę nieszczęsną sałatkę, a po mojej lewicy, urocza
kuzynka smarkała raz po raz, za każdym razem chowając coraz bardziej
wilgotną chusteczkę w rękaw swojego białego becika. Czas płynął powoli i
nieubłaganie, a ja radośnie śledziłam wskazówki zegara, na którego
tarczy pstrokaty Jezus Chrystus, ze świecącą diodami koroną wpatrywał
się natchniony w powieszony obok pseudobawarski landszaft z jelonkiem
Bambi w samym centrum. Babcia jednak miała przygotowane dla mnie
zupełnie inne sobotnie plany.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
(Tu se Państwo zacznie czytać głosem Wołoszańskiego, dla lepszego
efektu.) Około bowiem godziny drugiej, kiedy jedna ze wskazówek dźgała
Chrystusa w oko, a na stół wjechała wiśnióweczka (Papa Smerf się
ucieszy); przybył Młodzian. Młodzian przybył z pompą, dzierżąc w
pulchnych dłoniach mocno sfatygowaną różyczkę, która została z czcią
wciśnięta do mojego bukietu; odziany ni mniej ni więcej tylko w
maturalny gajerek, z nieco przykrótkimi - jak zauważyłam - nogawkami.
Przybysz zamaszyście się skłonił babci, która teatralnym kiwnięciem
głowy wskazała mu moją skromną osobę, pijącą właśnie sok z Papy Smerfa.
Moje podejrzenia zaczęły wtedy nabierać obrzydliwego w swojej słuszności
kształtu - babcia naraiła mi absztyfikanta. Młodzian przygładził tłuste
włoski, chwycił bezceremonialnie moją dłoń i podrywając ją do poziomu
swojej gęby, oślinił mi pieczołowicie cały nadgarstek. Kiedy cichaczem
wycierałam rękę w obrus, Młodzian gwacnął obok mnie, na pustym
dotychczas krześle, które - do czego z niechęcią doszłam - było dla
niego zarezerwowane. Dopiero teraz zauważyłam, że szczycił się on
patriotycznym polskim wąsem, trochę tu i ówdzie nieopierzonym, ale nie
to było najgorsze. Jakby to tu Państwu... No, generalnie, Państwo se
wystawią, że mężczyzna narajony mi przez babcię, był dumnym posiadaczem
najobrzydliwszych warg, jakie w życiu widziałam. Żadne słowa nie opiszą
tego cudu bijologii, ale spróbuję - były wielkie i jakby wywinięte na
zewnątrz, tak że tzw. mięso z wnętrza jamy ustnej wyłaziło na świat;
całość przypominała dwa czerwono-różowe ślimaki bez skorup, pełznące po
ryju nieszczęśnika. Patrzyłam z przeraźliwą fascynacją na to świństwo,
kiedy to Młodzian obrócił ku mnie błyszczącą od potu gębę i wyszczerzył
zęby. Po niewczasie zorientowałam się, że moje gapienie się zapewne
zostało opacznie zrozumiane. Natychmiast zajęłam się sałatką (czy
majonez powinien być zielony...?), ale było już za późno. Młodzian
rozpoczął perorę na swój temat, wypowiadaną ogólnie do świata, ale w
szczególności niestety do mnie. Otóż dowiedziałam się, że skończył
politologię na Legnickim Uniwersytecie Malowania Gumiaków (gwoli
ścisłości - Legnica nie posiada Uniwersytetu, ani tego ani w ogóle
żadnego. Posiada za to ogromną ilość prywatnych szkół wyższych, pełnych
bardzo ładnie brzmiących kierunków, po których rzecz jasna nie ma się
pracy, ale co gorsza nie ma się również wykształcenia. Owszem, zdobywa
się magistra, ale głównie dlatego, że za niego się zapłaci. Ta konkretna
szkoła jest bardzo popularna wśród ludzi z mojego regionu, ludzi,
dodajmy, którzy nie zdali matury za pierwszym podejściem, wylecieli z
innych studiów albo po prostu do żadnej innej szkoły się nie dostali.).
Młodzian nie omieszkał także wspomnieć o ledwie kilku innych detalach ze
swego, jakże fascynującego, życia - otóż: ma na imię Gienek, pasjonuje
się kulturystyką oraz ogrodnictwem, uwielbia dzieci, chce mieć ich
troje, najlepiej synów, jego rodzice mają dom na wsi, ale nie taki
chujowy z oborą i świniami, tylko lepsiejszy, z patjo z grecką kolumną
(jedną); lubi dobrze zjeść, jego idealna kobieta musi umieć gotować
golonkę, ale lubi także pić piwo z kolegami, których ma w cholerę,
często grają w piłę, bo on kocha piłę, ale także uwielbia zwierzęta,
szczególnie śliniące się psy rozmiaru koni, oczywiście ma samochód, nie
audicę, ale też z Niemiec, zamierza robić w polityce, bo tam są
piniądze, jest także utalentowany muzycznie, bo dorabia jako didżej na
weselach oraz interesuje się fotografią, gdyż ma aparat za pińć tysięcy
złotych polskich. Mniej więcej w połowie tego niewiarygodnie egotycznego
słowotoku, spodziewałam się, że Młodzian wyciągnie z kieszeni
przyciasnych spodni obskurne pudełeczko z czymś w rodzaju tego
błyszczącego żółcią tombaku pierścionka, którym szpanowała kiwająca
zapalczywie głową Zwyczajnie Aśka, ale nie. Złapał tylko pod stołem moją
dłoń, a miał lepkie, wilgotne i jakby gąbczaste paluchy; natomiast ja,
zapewne z powodu przytłaczającego ciężaru wspaniałości osoby Młodziana,
poczułam jak gwałtowne torsje ściskają mój i tak już wymęczony ciociną
sałatką żołądek. Do tej pory wpatrywałam się tylko z rosnącym zdumieniem
graniczącym z fascynacją w Papę Smerfa, zastanawiając się, czy nie
zacząć symulować ataku wyrostka albo udać, że nagle złamałam nogę na
siedząco. Teraz jednakowoż, oczywiście ze strachu przed tak silnym i
imponującym mężczyzną, jakim niewątpliwie był Młodzian, zerwałam się z
krzesła, które uderzyło głośno w stojącą za nim gierkowską meblościankę,
wymamrotałam w kierunku babci wątłe "do widzenia" i nie zważając na
ofertę Młodziana w kwestii odprowadzenia mnie do domu, niemalże
sfrunęłam z babcinego drugiego piętra.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Potem pozostawało mi tylko przecierpieć kilka tygodni nie odpowiadania
na smsy w stylu "Nie będę wiecznie czekał na odpowieć jak nie chcesz to
nie a nie mnie zwodzisz" i nie odbierania telefonu, bo babcia oczywiście
nie omieszkała podać Młodzianowi mojego numeru. Pamiętajcie, moje
drogie, że jak człowiek młody, to głupi bardzo i takie mu okazje przed
nosem uciekają, że olaboga, więc potraktujcie tę historyję jako
przypowieść z morałę. Ledwie kilka lekko tylko koszmarnych sennych mar i
zapomniałam o wywiniętych ustach, niedorobionym wąsiku i gąbczastych
dłoniach; a mogły być moje...</div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-73965491303131694042015-05-09T09:44:00.002-07:002015-05-09T09:44:57.616-07:00O debilu. Wkurw-post.<div style="text-align: justify;">
Z życia na kierowniczym stanowisku, które, z racji przeprowadzki,
jest dość fantomowe, czyli się czuję jak królowa bez królestwa. Odcinek
będzie, że debil. Bardzo długie, bardzo wściekłe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ponieważ jest
taka sytuacja, że potrzebywam lokalu wentylowanego, gdyż pani ze
Sanepidu nie mogłaby sobie w oczy spojrzeć w lustrze i pewnie musiałaby
iść do spowiedzi ze czysta razy, gdyby przyjęła lokal bez wentylacji; to
zaczęły się schody i to takie z rodzaju tych, co je budują pod każdą
chińską świątynią (jakby nie mogli na płaskim...), a których przebycie
ma człowieka uszlachetnić, nieprawdaż. Tutaj nadmienię, dla ludzi,
którzy myślą, że się znają, że otóż nie wiecie nic, gdyż lokal znajdywa
się w starym budownictwie, bez dostępu do pionu wentylacyjnego, za to ze
śliczną kamienno-ceglaną ścianą, grubą na metrdwajścia, więc
wywiercenie otworów pod kratki wentylacyjne jest zabawą tak ekstatyczną,
że nikt się nie chce tego podejmować. Najprościej więc jest podpiąć
wentylację pod okna, które mają tę zaletę, że nie są grube na
metrdwajścia. A taka wielce specjalistyczna wentylacja naokienna to jest
taki plastikowy kondupieś z dziurkami, który się przykleja do dziur
wywierconych w okiennej framudze. No dobra, do dziur to nie, bo chyba
wtedy należałoby wymyślić jakieś nowe prawa fizyki, co mocno komplikuje
fizykę zastaną i kwanty się mogą wnerwić; wiadomo, że się przykleja nad
tymi dziurami, no. Tak czy owak - specjalistę znaleźć trudniej niż
osobowość Komorowskiego - gdzie nie zadzwoniłam tam albo w ogóle
monterów nie majo wolnych do końca ćwierćwiecza, albo owszem, mają
wywietrzniki, ale ich nie montują, prawdopodobnie z powodu powodów; albo
z kolei monterzy są, ale u Niemców robią i podpalają cygara dorarami,
więc tutaj im się nie opłaca wracać. A to jest robota na jakieś półtorej
godziny, liczone razem z kawusią i/lub piwkiem. Znalazłam wreszcie
jednego takiego, który był w stanie przyjść i zrobić; na użytek
opowieści nazwijmy go debilem, w życiu nie zgadniecie dlaczego. Debil
został mi podesłany z polecenia, jako specjalista od okien, przyszedł,
obejrzał i oczywiście powiedział, że nie ma problemu, się zrobi, będzie
pani zadowolona, tylko on musi te wywietrzniki zamówić w internetach, bo
nie ma na stanie. W cenie stopińdziesiąt złotych polskich sztukę i pięć
dyszek za robociznę. W czwartek mówił, że zamówi w piątek. W
poniedziałek twierdził, że jeszcze nie doszły, ale jak tylko dojdą,
jakoś w środę, to nie ma problemu, się zrobi, będzie pani zadowolona. W
środę przed majówką jeszcze ich nie było, więc muszę poczekać do
poniedziałku, ale w poniedziałek to już na stówkę nie ma problemu, się
zrobi, będzie pani zadowolona. Już wtedy śmierdziało mi to zapełnioną
kuwetą, ale ponieważ tak trudno było znaleźć kogoś do zamontowania tych
idiotycznych wywietrzników, to stwierdziłam, że trudno, poczekam, no a
poza tym facet już zamówił materiały, to go przecież nie wystawię, taka
jestem fair i cacy. W poniedziałek okazało się, że coś mu przyszło, ale
on nie wie co, ale za to we wtorek umówił się ze mną na czwartek, że
wtedy podskoczy i ma problemu, się zrobi, będzie pani zadowolona. W
czwartek dzwoniłam dzień cały, nie odbierał. W piątek natomiast napisał
mi smsa o treści: "Jeste ZAGRANICA". </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tera będzie mały quiz, pt. "Co stało się z panią Kierowniczką, po otrzymaniu takiego smsa?"<br /> a) wbrew obietnicom, NIE była zadowolona <br /> b) strzeliła ją cholera<br /> c) krew ją nagła zalała<br /> d) trafił ją jasny szlag<br /> e) wszystkie powyższe oraz pierwsze objawy kurwicy padaczkowej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli wybrałeś odpowiedź e) to gratulacje, wygrałeś cygaro podpalane dorarami. Dorary należy se załatwić we własnym zakresie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I to nie tylko dlatego mnie trafiło, że debil nie potrafi pisać po
polsku, bo niestety jest to tak nagminne, że staje się normalne; ale
oczywiście przede wszystkim dlatego, że do jasnego wuja, przeesz mi
mówiłeś, krzywy ogórze, że zamontujesz, że już jutro na pewno, a teraz
za granicę wyjechałeś...? Odpisałam mu, żeby mi chociaż w takim razie
sprzedał te zamówione wywietrzniki, przynajmniej będę miała jedno z
głowy, skoro i tak muszę szukać nowego fachowca. Napisał mi, że ich nie
ma. W ogóle ich nie zamówił. Generalnie to w tym momencie puściły mi
nerwy kompletnie, a kto mnie kiedykolwiek widział wściekłą, ten wie, że
jest to wściekłość totalna, z rzucaniem ciężkimi rzeczami i wrzaskami w
repertuarze. Cholernie żałowałam, że nie mam wolnego samochodu, bo bym
pogrzała do tych Niemiec tylko po to, żeby debilowi nakopać do dupy z
takim entuzjazmem, że w życiu nie zidentyfikowaliby ciała jako ludzkie.
Napisałam mu zatem, że dziękuję, twoja mać, bardzo za zwodzenie mnie
przez dwa tygodnie, bo jakby nie wiedział, to ja muszę czynsz zapłacić,
czy zarabiam na lokalu, czy nie. A przez niego otwarcie sklepu opóźnia
się o te dwa cholerne tygodnie, bo bez wywietrzników Sanepid nie
przyjmie lokalu, a bez zezwolenia Sanepidu nie mam co marzyć o koncesji,
nie mówiąc już o tym, że jak już ją dostanę, to muszę czekać z zakupem
towaru kolejny tydzień, bo tyle trwa uprawomocnienie się decyzji. Czyli
tak jakby troszeczkę zależy mi na czasie, nieprawdaż, o czym mu
niejednokrotnie wspominałam. Bardzo wątpię, żeby się przejął
czymkolwiek, co mu napisałam, jak znam życie to pewnie ja jestem
wariatka, bo wydzwaniam do niego co dwa dni, a on jest Bogu ducha winny,
uczciwy facet. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na domiar mojej irytacji wpływa jeszcze fakt, że
co jestem w tym lokalu, żeby posprzątać, zamontować szuflady, położyć
kafelki (to akurat nie ja, ja ostatnio przykleiłam sobie na stałe
uszczelkę do spodni, więc się nie param); to do drzwi się dobijają
ludzie, przekonani, że otwarte. "Bo pisała pani, że od maja, a mamy
prawie dziesiątego i jak to tak!" Nie chce mi się nawet tłumaczyć, że
pisałam, że "od połowy maja", a dziesiątego żadną miarą nie jest połową
maja. Chociaż oczywiście jest mi niezwykle miło, że ludzie szukają
sklepu, że chcą kupować, no ale przecież nie będę im opowiadać całej tej
historii o tym, dlaczego przez trzy kawałki plastiku i jednego debila
otwarcie opóźnia się tak tragicznie (pardą maj frencz - KURWA MAĆ).
Ludzi to nie obchodzi. Niestety również, zdarzają się tacy, którzy wręcz
z tzw. "mordą" lecą, że oszukuję i nieprawdę piszę, i w ogóle jak mogę,
wiedźma. Mam ogromną ochotę odpowiedzieć, że ja to oczywiście robię
specjalnie. Nie dość, że bardzo mi zależy na tym, żeby ludzie o sklepie
zapomnieli, to jeszcze pasjami kocham płacić czynsz za miejsce, na
którym nie zarabiam. Pasjami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Cóż, po piątkowo-sobotniej
ogólnomiejskiej akcji pt."Kondupieś wentylacyjny", znalazłam miłego
pana, który ma to we wtorek wmontować, w dodatku nic nie musi zamawiać,
bo takie wywietrzniki to nie jest organiczny szafran i są dość
popularne. Oraz zrobi je w cenie 80zł, już z wliczonym montażem. Czyli,
teges, gdzie byłeś, piękny rycerzu dwa tygodnie temu...? Oczywiście na
razie to odpukać w niemalowane (we własny łeb nie mogę, gdyż rude
farbowane...), bo po ostatnich doświadczeniach to niczego nie świętuję,
póki nie mam tego na papierze. Albo, w tym wypadku, na oknie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zastanawia mnie tylko to, dlaczego ludzie robią takie rzeczy? Po co
kłamać, że się zamówiło, obiecywać, że się coś zrobi, co on na tym
zyskuje? Nie byłoby po prostu łatwiej powiedzieć: "Pani, w dupie mam,
nie chce mi się." Sprawa byłaby jasna, a ja już tydzień temu miałabym
Sanepid z głowy. Ale nie, to lepiej wciskać ciemnotę, nie mniejszej
ciemnocie zresztą, bo w zasadzie głupia to ja jednak jestem popisowo.
Tak się zafiksowałam na tym, że specjalistów jak na lekarstwo, bo mi tak
powiedziano, że zamiast szukać, uczepiłam się tego debila i obudziłam
się z ręką w wentylacyjnym nocniku. Mam tylko nadzieję, że mnie to
czegoś nauczy i męża tak nie będę szukać :D</div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-25684261126893049482015-03-21T04:23:00.000-07:002015-03-21T04:37:11.846-07:00Włosy potargał wiatr oraz prawdziwa magia internetów.<div class="_5pbx userContent" data-ft="{"tn":"K"}" style="text-align: justify;">
Tak.
Tytułem wprowadzenia do historii dnia wczorajszego - muszę opisać, jak
dzisiaj ślicznie wyglądam. No dobra, to w ogóle nie ma żadnego związku z
historią dnia wczorajszego, po prostu muszę się pochwalić, gdyż znowu
jest pysznie. Po pierwsze - zapuszczam włosy. Na głowie. I jestem teraz w
stadium preafro, kiedy włosie jest za krótkie, żeby je związać i za
długie, żeby wyglądać jak jakakolwiek fryzura. Czeszę się, przysięgam na
babunię nieboszczkę, czeszę się, ale i tak wyglądam jakbym do roboty
szła przez wietrzne stepy, płynęła łupiną orzecha przez popędzane
szkwałem oceany oraz prawdopodobnie pomieszkiwała pod mostem od co
najmniej tygodnia. Mało tego. Obmyśliłam se wiosenny makijaż - czyli
wykombinowałam, że będzie świeżo i pięknie, jak se popaćkam powieki
jasnozielonym cieniem, dodam trochę brudnego złota i musnę fioletem. Na
wypadek, gdybyście nie wiedzieli, to spieszę z bezcenną informacją, że
są to również kolory, w jakich objawiają się siniaki. Wyglądam zatem jak
ofiara przemocy domowej, z perłowym połyskiem, czyli w zasadzie makijaż
niewiele zmienił, bo ja zwykle mam oczy "podkute szafirowym sińcem".
Klawo.<br />
<br />
A tera będzie o tym, że router. Poprzedni trochę skisł i
komputer przestał go widzieć, więc nie było wifirifi. No i nie można
było na kiblu grać na fonie w CandyCrasha, a to doprawdy
niedopuszczalnym jest. Kupiłam nowy, ładny taki, trzyantenkowy,
Pentagram Cerberów czy coś. Powpinałam wszyćkie kabelki, jak pokazali na
obrazku i już na tym etapie się okazało, że producenci routera to muszą
być zajebiści fachowcy, jako że kabelek dołączony do opakowania nie
banglał ni cholery. Jak go wpięłam pod niebieską dziurę z napisem WAN,
to mi mówiło, że kabelek od wana nie podpięty. A przeesz widzę, że
podpięty. Kiedy użyłam starego kabla od poprzedniego routera, to
naglewtem - podpięte wszystko. Dziwów to nie koniec. Jako typowy noob,
wzięłam instrukcję w łapki i krok po kroku robiłam jak napisali. Nawet
obrazki były, takie w rozdzielczości bardziej pasującej do IWatcha niż
książeczki A6, gdzie się zresztą nie da zzoomować, ale jakby co, to
były. No i przy tych obrazkach, w tejże książeczce każą wybrać serwer
DHCP w opcjach, zahasłować ustrojstwo, żeby mi internetów obcy ludzie
nie wynieśli w kieszeniach i już, ma śmigać jak stopińdziesiąt. HA! Otóż
- nie. Zaczęłam więc majstrować po swojemu, metodą "klikaj we wszystko,
coś musi zadziałać", wedle rozumowania, że przecież i tak mi komp nie
wybuchnie w twarz, więc co się może najgorszego stać. Prawda...? Okazało
się, po kilku próbach zwieńczonych nielichym wkurwem - że należało
wybrać PPPOE zamiast DHCP (i nie, nie mam pojęcia, co oznaczają te
skróty, ale brzmi fachowo, nieprawdaż...). Ani słowa o tym nie było ani w
manualu książeczkowym ani takim wypasionym w pedeefie. W każdym razie -
czarodziejskim sposobem - internety działają. No to, skoro już
działały, to stwierdziłam, że se zmienię hasło, bo co mi będzie sąsiad
doił internet i pakował w kartony do wysyłki na Madagaskar. Okazuje się,
że jak zmienię hasło dostępu do wifirifi z domyślnego na własne -
czynność ta zjada internet. Jak przywrócę na domyślne - działa. Nie mam
pojęcia o co się tu rozchodzi, w każdym razie powiedziałam rodzinie,
żeby nikt nic nie ruszał, nie dotykał i w ogóle nawet nie oddychał w
kierunku routera, bo działa, więc nie spierdolcie tego. Nie do końca
wiem, po cholerę produkować bezużyteczną instrukcję i kabelek, który nie
działa z urządzeniem, dla którego został wyprodukowany oraz dlaczego
zmiana hasła zżera internet, ale pal licho. Moja przemyślność i
niepohamowana zdolność do grzebania w rzeczach, o których nie mam
pojęcia, znowu zwyciężyła. Fala meksykańska, owacje na stojąco, kwiaty,
wizyty w zakładach pracy, beatyfikacja w przyszłą środę.</div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-73746741900870757512015-02-03T06:56:00.002-08:002015-02-05T06:40:52.334-08:00Krytyk nie śpi.<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: Tahoma;">Tytułem wstępu: tym razem wysiliłam
się na wpis edukacyjno-samopoznawczy, który nieuchronnie sprawi, że
odsłonię nieco kurtynę, zasłaniającą bardzo mocno, choć niekoniecznie
celowo, garnizon mojej mnie, zmuszając niektórych z was do
chichotu niespecjalnie dobrze skrywanej wyższości tudzież do pełnych
politowania kiwnięć głową. Stawiam na obydwa w różnym natężeniu, w zależności od tolerancji na grafomanię. Obalę tym samym posągowy i majestatyczny
obraz siebie na piedestale, pokazując ludzką stronę mojej królewskości. Myhyhyhy. A tak na prawdę to nie. Poniższe rozważania są efektem
wieczoru burzy myśli (ożenionym brzemiennie z butelką Rieslinga),
konkludujące się w stwierdzeniu, że czegokolwiek nie napiszę, to
wymsknie mi się ułamek obrazu siebie, zatem czemuż by nie pójść na
całość, nie ułatwić ogarniętych obsesją (ha!) mojej osoby czytelników (double ha!) i nie
podać im tego ułamku na srebrnej tacy z motywem winorośli,
nieprawdaż...? </span></span><span style="font-family: Arial;"><br /></span><br />
<br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Wiele razy, podczas w większości przerażających prób autoanalizy
własnej osobowości, która to czynność nie powinna być wykonywana na
trzeźwo i prawdopodobnie również nie o trzeciej nad ranem, kiedy jakże
nierealne w świetle dnia, drżące półcienie nocy oplatają myśli oleistą
powłoką; konstatowałam następujące stwierdzenie, o nieco niepokojącym
wydźwięku - mianowicie - schizofrenia dopadła mnie na dobre.
Stwierdzenie to, niezwykle zabawne o trzeciej nad ranem, po trzecim
kieliszku koniecznie słodkiego białego wina (rzeczonego Rieslinga,
który jest prawdopodobnie jedyną rzeczą, za którą jestem skłonna trochę
polubić Szwabów), nabiera potwornie prawdziwego znaczenia wedle
pierwszej po południu, kiedy zwlekając obolałe ciało z łóżka,
potykam się o żałośnie pustą butelkę i spoglądam na fascynująco
nieczytelne notatki z poprzedniej nocy. Na te biegnące wzdłuż, wszerz i
w poprzek szeregi wypaczonych alkoholem słów, układających się w
korowody myśli, które masochistycznie układam w zdania i którym się
przypatruję z gorzkim uśmiechem, świadoma ile w nich głupiej prawdy, do której wstyd się przyznać.
Jedną z moich wiekopomnych niechybnie teorii, którą moi przyszli
biografowie będą skrupulatnie analizować, poświęcając na nią cztery
całkowicie bzdurne rozdziały pracy habilitacyjnej; jest, że zakładając,
że każdy człowiek ma przynajmniej dwie osobowości, nad rozróżnieniem
różnorodności których nie zamierzam się rozwodzić (o teorii złych braci
bliźniaków, lustrzanych odbić i wszystkich tych niespecjalnie
zawoalowanych metafor o dualności świadomości/umysłu/duszy - jakby tego
nie nazwać, napisano już koszmarne ilości zakurzonych tomów); należy
przyjąć, że pisarz ma trzy podstawowe: Geniusz, Grafoman i Krytyk. W
zależności zaś od stopnia zaawansowania schizofrenii można je
oczywiście podzielić na podgrupy, uskuteczniając coś w rodzaju
ewidencji ludności jednego umysłu, jakkolwiek w tym konkretnym
poalkoholowym wywodzie, skupię się na jednym, tj. z konieczności na
własnym, z uwagi na absolutny brak znajomości jakiegokolwiek innego.
(Pragnę przy tym zauważyć, - a proszę starannie się przyjrzeć
głębokości tejże myśli - że twierdzenia psychologów, psychiatrów i
innych osób parających się poznawaniem tajników ludzkiego umysłu, choć
nie wszystkie i nie do końca bezpodstawne i idiotyczne, mają jednak
pewne cechy megalomańskich urojeń. Bezczelnością jest bowiem uznawanie
jednej czy dwóch technik poznania cudzej jaźni za poprawne i skuteczne,
skoro nie ma jednego pewnego podejścia, gwarantującego poznanie
swojego własnego umysłu, który jest de facto jedynym, o którego
poznaniu śmiemy mniemać.) Zatem - już nie tak paskudnie naukowo -
udajmy się do historii właściwej.</span></span></div>
<hr style="margin-left: 0px; margin-right: 0px;" />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><br />Ponieważ robienie
prania w jakiś dziwny sposób mnie uspokaja i relaksuje, strzeliłam sobie
dwa pranka, jedno ciemne, drugie jasne. Tu powinna nastąpić seria
dramatycznych i z palca wyssanych mikroanaliz psychologicznych,
odnosząca segregację prania do symbolu porządkowania własnego życia oraz
robienie prania jako metafory czystek emocjonalnych, natomiast fakt
jest taki, że cierpiąc na nerwicę natręctw (ubrania muszą być na prawej
stronie, skarpetki tylko i wyłącznie do pary oraz należy dolać
odpowiednią ilość płynu do płukania - nie dwie nakrętki, ale też nie
jedną, właściwie to takie dwie niepełne...), nienawidzę, kiedy ktoś robi
za mnie pranie, więc jeśli zrobię to sama, zostanie zrobione jak
należy. Wybrałam się z tym praniem na strych celem powieszenia go oraz,
przy okazji, żeby znaleźć moją pracę licencjacką, którą moja mama tam
wyniosła, jak większość rzeczy, które w ilościach hurtowych wróciły ze
mną z Krakowa. Przekopanie się przez omszałe kurzem stosy pudeł z
horrendalną ilością książek, kserówek, notatek oraz prawdziwie
kolosalnym pakietem wspomnień, zajęło mi większą część popołudnia. Nie
dlatego oczywiście, że był ich aż taki ogrom, ale głównie z powodu
wrodzonego dziewczyńskiego roztkliwiania się nad każdą pierdołą, nad
kolejną znalezioną notatką do samej siebie, nad jeszcze jednym zeszytem
pełnym popełnionych z nudów wykładowych dialogów między mną, Jadzią i
Baśką, pisemnych dowodów, że kiedyś nawet i tak nieuleczalna socjopatka
jak ja, miała przyjaciół. <br /><br />Niestety, jak widać na przykładzie
ostatniego zdania, również podpełzł powoli, a potem bezceremonialnie
rozsiadł się na starej kanapie - Grafoman. Błyskając bezczelnymi oczętami
zza opadającej na oczy grzywki, patrzył na mnie, co jakiś czas znikając
za powieszoną wzdłuż łączącej nas linii wzroku nogawką purpurowych
spodni od piżamy. Przypatrywał mi się zachwycony, gdy kartkowałam
obrzydliwie znajome notatniki, które w większości są zapisane tylko do
połowy, bowiem Grafoman wierzy, że kiedy nie starcza mu weny na
zakończenie opowieści, kupienie nowego zeszytu z ładną okładką, powinno
rozwiązać problem braku artyzmu, a czasem i sensu w tekście. Na okładce
najczęściej widnieje napisane bardzo dużymi literami imię i nazwisko,
żeby nie było wątpliwości co do autora dzieła, zaraz obok kunsztownie
wyrysowanej ramki, w której tkwi cytat, nawiązujący do aktualnego stanu
ducha Grafomana. Oczywiście w znakomitej większości są to cytaty
dotyczące tragicznej miłości, czyli praktycznie każdego wątłego ognika
uczucia, które Grafoman rozdmuchuje do rozmiarów pożogi, która trawi
całe dzieło, wypalając na rzecz urojonego afektu całkowity sens tekstu,
pozostawiwszy jedynie zwęglone zgliszcza niekoniecznie całkiem
idiotycznego pomysłu. Druga kategoria cytatów to ta dotycząca tworzenia i
twórcy, którym Grafoman dumnie się mieni, a szczególnie mąk twórczych,
których Grafoman doświadcza w dramatycznych ilościach, jakkolwiek nie
przekłada się to zupełnie ani na jakość dzieła, ani na jego objętość.
Należy jednak przyznać Grafomanowi jedno, że pomimo miałkości przemyśleń
i rażącego braku warsztatu, epatuje niezniszczalnym entuzjazmem. Jest
trochę jak zatrzymane w rozwoju dziecko, któremu, pomimo podjętych prób
wytłumaczenia jak bardzo głupie jest wypływanie na otwarty ocean w
łupinie orzecha, w dodatku pozbawionej żagla; nie zbywa na radości i
chęci popłynięcia mimo wszystko. <br /><br />W czasie gdy Grafoman buja się w
najlepsze na trzeszczącej kanapie, naprzeciwko mnie, pod osamotnioną,
tkwiącą w drucianej objemce żarówką, siada Krytyk. Krytyk wybrał sobie
poplamiony białą farbą, rozklekotany zydel, na którym jest mu z
pewnością cholernie niewygodnie, jako że zydel ma jedną nogę za krótką,
zatem siedząc na nim należy albo podłożyć pod tę nogę książkę (ja
zazwyczaj wybieram wybór wierszy Gałczyńskiego, bo on by się za to i tak
nie obraził), albo - wzorem Krytyka - podjąć próbę uprawiania trudnej
sztuki balansu na krzywonogim zydlu. Krytyk nie patrzy na mnie
właściwie, zresztą siedzi pod samą żarówką, jawiąc mi się jako koścista,
ciemna postać, z założonymi nogami i notatnikiem w dłoni, zatem i tak
nie widzę jego twarzy, ale z błysku szkiełek w rogowych okularach mogę
wywnioskować, że na mnie surowo zerka, kiedy przeglądam uwagi nakreślone
na marginesach notatników. Są to oczywiście poprawki stylistyczne i
rzeczowe, naniesione na tekst Grafomana, ale w znacznej mierze również i
zjadliwe uwagi, przesądzające o idiotyczności pomysłu, tekstu i
wykonania. Napisane szpiczastym, ostrym pismem kąśliwe półsłówka,
ociekające sarkazmem dykteryjki o braku talentu, o kretyńskich skrótach
myślowych i bezcelowości oddawania światu do czytania tak nieudolnie
pomyślanych i intencjonalnie dziurawych tekstów. Krytyk z ironicznym
uśmieszkiem podsuwa mi pod nos całe biblioteki napisane na temat, na
który Grafoman z zapałem zabazgrolił dwie połówki notatników; wskazując
na wzbudzające w Krytyku niemalże cielesny wstręt tzw. "porywanie się z
motyką na księżyc". I siedzi na tym zydlu, skrzypiąc ciemnym piórem po
ciemnym notatniku, usiłując dopaść ten znienawidzony przez niego talent i
przekłuć go jednym ruchem pióra, przyszpilając martwe widmo do papieru.<br /><br />I
wtedy pojawia się Geniusz. Geniusz jest wyjątkowym, bo rzadkim gościem,
zepchnięty nieraz w zupełne zapomnienie, przez nieustannie toczącą się
walkę między Grafomanem a Krytykiem; jego krucha obecność sprawia, że
niemal nieświadomie wstrzymuję oddech. Geniusz nie siada. Geniusz staje
sobie nonszalancko przy otwartym strychowym okienku, poły ciemnego
płaszcza powiewają na wietrze, połyskliwy cylinder kiwa się lekko, gdy
Geniusz z właściwą sobie gracją skłania głowę, popijając nie wiadomo
jakim cudem zdobytą, perfekcyjną czarną kawę z pięknej secesyjnej
filiżanki. Jego obecność przynosi ten spokój ducha, o którym marzą
poeci, przynosi harmonię, która nigdy nie trwa dłużej niż piękno
momentu, niż chwila, w której się usiłuje pochwycić "teraz" w wiecznie
ruchomym przejściu, w którym mija się przeszłość z przyszłością;
przynosi wreszcie to spełnienie w pewności, że obrało się właściwą
drogę. Uśmiecha się tylko lekko, obdarzając mnie jednym, pojedynczym,
oczywiście wyjątkowo wnikliwym spojrzeniem, w którym jednak znajduję
ślad lekkiego rozbawienia. I zanim zdążę go zapytać o cokolwiek, a
trudność nie tkwi tu we właściwym pytaniu, ale w wielości właściwych
pytań; Geniusz rozmywa się nieco, po czym znika, pozostawiając po sobie
tylko delikatny aromat perfekcyjnej kawy.<br /><br />Rozglądam się. Grafoman
i Krytyk nie zauważyli rzecz jasna pojawienia się Geniusza, zbyt
pochłonięci sobą. Ja sama poddaję się nieuchronnie następującej
niepewności - czy nie był tylko momentem załamania światła, zakurzonym
mirażem na zagraconym strychu. Wraz z przesunięciem cieni, zwiastującym
zmierzch, nawet i tak niepokojąco namacalna postać Krytyka blednie, by
rozmyć się zupełnie; po chwili i widmo Grafomana wtapia się w kształty
niebieskiej folii, którą przykryta jest stara kanapa. <br /><br />Jeśli
Grafoman jest radośnie wiosłującym w łupinie orzecha przez ocean
dzieckiem, tak Krytyk, którego łódź obarczona jest kłopotliwą ilością
maszynerii, do których potrzeba mu monstrualnych objętościowo
podręczników instrukcji obsługi; obciążona dla bezpieczeństwa tyloma
kołami ratunkowymi, że niewiele jej brakuje do poduszkowca, nigdy nie
wypływa z portu. Jeśli ta dwójka miałaby zbudować razem coś, co mogłoby
gdziekolwiek dopłynąć, heroiczny ten wysiłek spełzłby na niczym.
Galopujący entuzjazm Grafomana i wiecznie trzymanie go na wodzy przez
Krytyka, sprawiłyby, że łódź rozerwałaby się od naporu przeciwstawnych
natężeń. Jakkolwiek niemożliwym także jest wyrzucenie któregokolwiek za
burtę. Bez dziecięcej gorliwości Grafomana, Krytyk nie miałby prawa
bytu i nie byłoby tak w ogóle od czego zacząć, pozbawiwszy się Krytyka,
niezdyscyplinowany Grafoman sam spłonąłby we własnej pożodze źle
ukierunkowanych chęci. Tylko - tak ulotna, że niepewna własnego
istnienia - obecność Geniusza, jest w stanie nadać temu wszystkiemu
odpowiedni ładunek polotu, który pozwoli im wszystkim przepłynąć
niezmierzalne w swych możliwościach oceany myśli. </span></span></div>
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><br /></span></span>
<br />
<hr />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><br /></span></span>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Ot,
taka bajeczka, wymyślona na strychu, wśród wodospadów kurzu, kaskad
idei, nad rzeką wspomnień. Jako hołd dla Krytyka - nie będę litościwie
publikować znalezionych na strychu wypocin, jako hołd dla Grafomana,
poniżej znajdziecie stosowny cytat. Zaś jako hołd dla Geniusza, hmm... Oddam
się poszukiwaniom perfekcyjnej filiżanki kawy. To brzmi najrealniej.</span></span></div>
<blockquote>
<div>
<blockquote class="tr_bq">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><b>O Boże, o Wenus, o Merkury, patronie złodziei!<br />Użycz mi mały sklep z tabaką,<br /> lub którykolwiek daj zawód,<br />Byle nie tę przeklętą profesję pisarza,<br /> który musi się ciągle z własnym <br /> mózgiem porać.</b></span></blockquote>
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"> <i>Ezra Pound (tł. H. Poświatowska)</i></span></div>
</blockquote>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-25930320043109010112015-02-02T19:42:00.000-08:002015-02-02T10:42:51.635-08:00Dochtor EM mnie natchniewa.<div style="text-align: justify;">
Wszyscy wiedzą, że nie jest ze mną najlepiej i ja się sama do tego otwarcie przyznaję, no bo co się będę okłamywać i tak prawda wyjdzie na jaw. Ale ostatnio to już w ogóle jest niedobrze i to całkiem dosłownie, bo problemy są natury, hmm, hmm, gastrycznej. Więc cóż, jeśli nie pomagają miętowe herbatki, ziółka w różnych postaciach oraz głęboka wiara, że gorzka czekolada ma właściwości lecznicze - wypada udać się do przychodni. W przychodni rezyduje dochtor EM, który, zaznaczam, jest człowiekiem starszym ode mnie, ale nadal mocno miłym dla oka, nie mówiąc już o tym, że ma zwyczaj prawienia mi komplementów, prawdopodobnie odruchowo, ale i tak ładnie z jego strony. W ogóle taki trochę przypał, c'nie, że pan dochtor taki miły, taki przystojny, a ja mu muszę opisywać co mi w żołądku gnije, olaboga. Przy okazji, skoro już tam polazłam, to stwierdziłam, że zagadnę dochtora w kwestii mojego chronicznego zmęczenia, które zaczyna mnie mocno irytować. Śpię po 8-9 godzin dziennie, co dla niektórych jest szczytem marzeń i ambicji, a i tak jestem śmiertelnie zmęczona, pod koniec pracy jedyne o czym marzę to własna poduszka i zaczynam dochodzić do tego stanu zmęczenia, kiedy człowiek się czuje jakby wypił pół litra na pusty żołądek. Świat się kiwa sennie, nogi nie chcą nieść i się bełkoce nieskładnie, chociaż mógłby przysiąc, że chciał z sensem. Tzn., ja oczywiście zawsze bełkocę, ale pod koniec dnia jakby bardziej. Ad meritum - powiedziałam panu dochtorowi, że mnie to przeszkadza i bym chciała się przebadać na okoliczność krzywej cukrowej i hormonów tarczycy, tak dla czystej rozrywki. Pan dochtor EM zadał mi kilka pytań rozpoznawczo-badawczych i między innymi zapytał, czy nadwagę miałam zawsze, czy tak tylko ostatnio. Nadwagę. NADWAGĘ. Zaczęłam coś tam mruczeć, że nieeee, że ja to tak tylko troszkę ostatnio przytyłam, bo taka pracę mam siedzącą i w ogóle i raczej i wcale. Pokiwał głową, uśmiechnął się, przepisał skierowania. I teraz tak - oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że tak jakby troszkę mi się przytyło ostatnio, ale zawsze mi powtarzano, że pięć kilo w tą czy w tamtą, tego wcale nie widać i nie ma się co przejmować. No owszem, ale jeśli te pięć kilo się mnoży i to zwykle jednak w tą, a nie w tamtą i w dodatku, widać gołym okiem, że mam nadwagę, to oznacza, że naprawdę nie jest dobrze. Zaznaczam również, że pan dochtor nie widuje mnie na co dzień, żeby wiedzieć, jak wyglądam bez nadwagi, czyli jest ona oczywista. Teraz to już naprawdę OLABOGA, bo przeesz tak być nie może.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zatem niniejszym chciałam oficjalnie i publicznie panu dochtorowi EM podziękować, bo nienachalnie i nawet dość taktownie mi uzmysłowił, że czas się wziąć za siebie. I nie, że od jutra. I że tylko tak troszkę, tylko pełną parą, bo zaniedbałam się niemożliwie i basta. Ponieważ uwielbiam się umartwiać, to postanowiłam, że będę się umartwiać braniem się za siebie na blogu. Bo wprawdzie czytam go głównie ja, Swieta i jeszcze kilka (stojących jeszcze za kurtyną tajemnicy) eg, to przynajmniej się zobowiążę wobec kogoś. Bo wobec siebie samej mi nie wychodzi ni du du.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czas start.</div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-4528965558991548992015-01-29T06:45:00.001-08:002015-01-29T13:38:00.058-08:00Żeby nie było, że jestem gołosłowna.<div style="text-align: justify;">
Ku uciesze narodu, wrzucam fotki
mojej nietuzinkowej urody. Zaznaczam, że nie obyło się bez poświęceń,
gdyż aparat do selfie w moim telefonie ssie wyjątkowo mocno, więc
robiłam fotedżki z rąsi metodą na czuja. Dzięki czemu dorobiłam się
imponującej kolekcji około pięciu setek zdjęć własnego ucha oraz zbliżeń
na paluchy, które zaplątały się w obiektyw. Nie wrzucam, gdyż już mam
propozycje wernisażu (roboczy tytuł "Uszanki Swietłanki"), na razie nic
mi ze zapłacą, ale za to będzie wino prawie całkiem za darmo i może
nawet nie z kartonu. Chyba. Ale, ad meritum - macie zbliżenia na
katastrofę brwiową lewą oraz prawą, oraz widok na obadwa oczy w
pomalowaniu i brwi, także w pomalowaniu, chociaż nie widać. (Ze względu na chęć anonimowości, która mi pewnie średnio wyjdzie i za jakieś parę wpisów całkiem se dam spokój, bo introwertyczką jestem do czasu, a potem, jak zacznę gadać, to od razu o wszystkim; domalowałam sobie dezajnerskie różowe okulary - od razu widać, że hajsu jak lodu i codziennie się u mnie leje krupnik na słoninie.) Widać za to
arystokratyczny odcień mojej cery, coś jakby lekko nadgniły zielony
kartofel, co zawdzięczam regularnemu nie pokazywaniu się na słonku oraz
dobrym genom. Na zdjęciu możecie zoczyć także moją bohaterską próbę
patrzenia jednocześnie w obiektyw i w lustro, stąd niekiepski zez,
całkiem za darmo, endżoj. Zez był w wersji fejsbuczanej, ale pokusiłam się o odpowiednie umiejscowienie zeza w jedynym zaawansowanym programie graficznym, który potrafię obsługiwać, czyli w pajntcie. Również endżoj. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mniej więcej dwie minuty po zrobieniu tego
zdjęcia Swieta przejęła kontrolę i zajęła się poprawianiem mojego
psujostwa. Kunsztownie dorysowane kredką brwi (kredka złamała się dwa
razy, najwidoczniej w samoobronie, ale Swieta pszeesz nie takie rzeczy
malowała), delikatne muśnięcie różem policzków oraz gustowna perłowa
szminka (za którą robił cień do powiek w kremie, gdyż nie zaposiadałam
odpowiedniego odcienia szminki) - i się wygląda wreszcie jak człowiek.
Później doszło do nas ze Swietą, że moja bladość i anemiczność jest nie
do zniesienia, więc zainwestowałyśmy w bronzer (pochodzenie nieznane,
wygrzebany z czeluści szafki łazienkowej...) z brokatę i pojechałyśmy po
całym licu. Od razu nam się robiło lepiej, kiedy kontrast między twarzą
a szyją wzrastał wykładniczo w miarę ładowania coraz hojniejszej ilości
kosmetyku, który pachniał lekko bagnem, znaczy się, pewnie był
zdrowotny. Swieta zrobiła także odpowiedni do stylówy ryj w wydmę - "za
biedna na botoks, to się wydmę" oraz poćwiczyłyśmy finezyjną pracę brwi w
kontekście flirtu - i sami widzicie, że nie ma takiej katastrofy
kosmetycznej, której Swieta nie da rady naprawić. Na większości foteczek
ostrość ustawiona jest oczywiście na kafelki, a nie na pysk, gdyż tak
właśnie się to robi i wszyscy moi znajomi fotografowie mogą sobie swoje
głupie teorie wsadzić w buty. Z góry przepraszam za ąturaż, w sensie
braku kanapy w tygrysa i dywanów w tle, najlepiej w liczbie co najmniej
sześciu i najlepiej każdy w innym wzorze. Pochodzę z biednej rodziny i
nie stać nas na dywany, nie mamy w domu ani jednego. Piniądz oraz dary w
złocie na składkę dywanową, można słać na skrzynkę pocztową 512 w
Chędożewie Grn., z dopiskiem "Dywany dla Swietłany". Z góry dziękuję. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
#mówciemiSwietłana #takbardzoja #brwiprzeznaczenia #zapomniałamnajebaćhasztagów!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr align="justify"><td><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhi_t1GwQnoStK2MeTV4CKAS3_nOYNFQvAir2-UpC4PZ84uweCGFbKoPn_xrqUyuKSEsXIuVe-hEycRppSFA4DTWnZrLUjBmkmF3_hHNX5P4zFsSIuj3XkOVTDQGoR3yn9IZzTrn2vl9qAq/s1600/do+po%C5%82owy.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhi_t1GwQnoStK2MeTV4CKAS3_nOYNFQvAir2-UpC4PZ84uweCGFbKoPn_xrqUyuKSEsXIuVe-hEycRppSFA4DTWnZrLUjBmkmF3_hHNX5P4zFsSIuj3XkOVTDQGoR3yn9IZzTrn2vl9qAq/s1600/do+po%C5%82owy.jpg" height="154" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span class="fbPhotosPhotoCaption" data-ft="{"tn":"*G","type":45}" id="fbPhotoPageCaption" tabindex="0"><span class="hasCaption">Brew lewa, ta do połowy. Ta kropka na końcu brwi to pieprzyk jest, a nie pryszcz, żebyście se nie myśleli.</span></span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi539kuhLDiEStZPHONn-lQXJWjqqx81EltDyxika6x7paKzqFmlHzWx-u_MMAI0Jo8FAQUomuGapFGrTkVBq7nmYdb4x-CS89m4A96LIZ_MujwHc-hlkBek9cQV813KzExEKsTqfUJkCPx/s1600/od+po%C5%82owy.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi539kuhLDiEStZPHONn-lQXJWjqqx81EltDyxika6x7paKzqFmlHzWx-u_MMAI0Jo8FAQUomuGapFGrTkVBq7nmYdb4x-CS89m4A96LIZ_MujwHc-hlkBek9cQV813KzExEKsTqfUJkCPx/s1600/od+po%C5%82owy.jpg" height="139" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span class="fbPhotosPhotoCaption" data-ft="{"tn":"K"}" id="fbPhotoSnowliftCaption" tabindex="0"><span class="hasCaption">Brew prawa, letko łysiejąca, zaczynająca się zresztą dużo za późno. Jak wszystko w moim życiu. </span></span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQN_j7gCPKbRLak-jay8kNOqnUEJRf_YpDjQKIlShQRQWWNeuTMpM-N7ufSe9KNnmjwtZn3yQcKeqI1gbcdMEq_UrlNo0jO1-QyKwsIRZRyH_o7lD4BynikhwfmOW1vtZHIr16XsFP90PV/s1600/zez+gratis.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQN_j7gCPKbRLak-jay8kNOqnUEJRf_YpDjQKIlShQRQWWNeuTMpM-N7ufSe9KNnmjwtZn3yQcKeqI1gbcdMEq_UrlNo0jO1-QyKwsIRZRyH_o7lD4BynikhwfmOW1vtZHIr16XsFP90PV/s1600/zez+gratis.jpg" height="160" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span class="fbPhotosPhotoCaption" data-ft="{"tn":"K"}" id="fbPhotoSnowliftCaption" tabindex="0"><span class="hasCaption">Brwi malowane. Zez gratis. W wersji na świat też malowany.</span></span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj66VKZxKbpFICqCzTLVbqYUiAvaxwhdG4LYc8uYqJtbNEwgRJnz_iXUB_G6B64cUGpDne2OMMVCpWlgH-AZfcRSKhinY4LfAi95JRLgDkkxnsCvvftyM-FumAKWOER3ylvYMHm459bbEC-/s1600/Swieta+podej%C5%9Bcie+3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj66VKZxKbpFICqCzTLVbqYUiAvaxwhdG4LYc8uYqJtbNEwgRJnz_iXUB_G6B64cUGpDne2OMMVCpWlgH-AZfcRSKhinY4LfAi95JRLgDkkxnsCvvftyM-FumAKWOER3ylvYMHm459bbEC-/s1600/Swieta+podej%C5%9Bcie+3.jpg" height="320" width="220" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span class="fbPhotosPhotoCaption" data-ft="{"tn":"K"}" id="fbPhotoSnowliftCaption" tabindex="0"><span class="hasCaption"><br />Swieta v.1.0. Brwi uratowane!</span></span></td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKXyJbanTAF6mB4TclDOT1EP-TKshf2dGmz9vBet_xzRCuWSU9VhZUOaoOyMAM6as_nYEVBXWHZF1_PC81kooD69lwO7gO9xwVAwSm4bN29Zcx0l8W0L4aqrP8INg4zKiQmADyEB3Je_l_/s1600/swieta+flirtownaja.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKXyJbanTAF6mB4TclDOT1EP-TKshf2dGmz9vBet_xzRCuWSU9VhZUOaoOyMAM6as_nYEVBXWHZF1_PC81kooD69lwO7gO9xwVAwSm4bN29Zcx0l8W0L4aqrP8INg4zKiQmADyEB3Je_l_/s1600/swieta+flirtownaja.jpg" height="320" width="231" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span class="fbPhotosPhotoCaption" data-ft="{"tn":"K"}" id="fbPhotoSnowliftCaption" tabindex="0"><span class="hasCaption"><br />Swieta Flirtownaja. Obczajajcie brwi i uczcie się.</span></span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgzo2vaeWz8WWu0YVKP2g0hk-ivkw6O48jXpJa9EltFSRt8slhsTlNUO7PuJmZm1pOj3-J4fpazYjzzhbMKTqGBI75qG8TzyvxAaUWQCfExcVaowGxcweL04BeOPxEMaYva_EFUxm2d-j1v/s1600/swieta+2.0.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgzo2vaeWz8WWu0YVKP2g0hk-ivkw6O48jXpJa9EltFSRt8slhsTlNUO7PuJmZm1pOj3-J4fpazYjzzhbMKTqGBI75qG8TzyvxAaUWQCfExcVaowGxcweL04BeOPxEMaYva_EFUxm2d-j1v/s1600/swieta+2.0.jpg" height="320" width="217" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span class="fbPhotosPhotoCaption" data-ft="{"tn":"K"}" id="fbPhotoSnowliftCaption" tabindex="0"><span class="hasCaption"><br />Swieta v.2.0, wydanie drugie, poprawione.</span></span></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span class="fbPhotosPhotoCaption" data-ft="{"tn":"K"}" id="fbPhotoSnowliftCaption" tabindex="0"><span class="hasCaption"></span></span><br /></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span class="fbPhotosPhotoCaption" data-ft="{"tn":"K"}" id="fbPhotoSnowliftCaption" tabindex="0"><span class="hasCaption"></span></span><br /></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span class="fbPhotosPhotoCaption" data-ft="{"tn":"K"}" id="fbPhotoSnowliftCaption" tabindex="0"><span class="hasCaption"></span></span><br /></td></tr>
</tbody></table>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-19783210754956530652015-01-29T05:28:00.003-08:002015-01-29T13:38:14.476-08:00Zmagań z wątpliwą urodą grafomański zapis.<div class="_5pbx userContent" data-ft="{"tn":"K"}">
<br />
<div style="text-align: justify;">
Postanowiłam wczoraj wreszcie wprowadzić w czyn moje noworoczne
obietnice, że będę o siebie bardziej dbać, nawet jak mi się cholernie
nie będzie chciało. Wróciwszy z roboty, stanęłam więc przed lustrem i
stwierdziłam, że najwyższy czas oporządzić moje malowniczo krzaczaste
brwi, które są wprawdzie jasne, ale niebezpiecznie zbliżają się do
scalenia w jedną. Wyjęłam zatem szablony do brwi (bo istnieje coś
takiego, prawdopodobnie właśnie dla takich absolutnych i bezdyskusyjnych
geniuszy, jak ja), przyłożyłam, odrysowałam. Działa to tak, że jak już
się ma odrysowane, to trzeba się pozbyć włosków, które se dziko rosną
poza tym, co wyznaczył szablon. Cztery włosy i milion łez w oczach
później stwierdziłam, że się nie da, bo raz, że boli, a dwa, że leci mi
krew, więc albo jestem idiotycznie wrażliwa, albo zwyczajnie tępa i nie
umiem obsługiwać pęsety. Prawdopodobnie jedno i drugie - w różnym
natężeniu, ale jednak ciągle - naraz. Przypomniałam sobie, że przecież
kiedyś, podczas jednego z wcześniejszych zrywów dbania o się, które
głównie się kończą na zakupach właśnie - nabyłam se trymer do brwi, taki
mini, taki maciupci trymerek. Cała w skowronkach, że oto koniec
cierpień, zaczęłam se trymować. W trakcie upiększania, kiedy brwi robiły
mi się już uroczo cienkie, stwierdziłam, że u nasady takie jakieś dalej
są krzaczaste, więc trzeba by także objętościowo je przyciąć. Cóż,
biorąc pod uwagę fakt, że specjalnie se założyłam soczewki, żeby widzieć
co robię oraz to, że użyłam szablonu, co by mieć wszystko równo -
efekty były piorunujące. Otóż zdołałam sobie ogolić brwi. Jedną do
połowy, a drugą od połowy. Jedna ma ładną, szeroką nasadę i zamiast się
kunsztownie zwężać, kończy się dramatycznie na samym środku łuku
brwiowego. Druga natomiast u nasady ma łysą dziurę, a dalej jest blond,
więc jej nie widać i w zasadzie, to mam tylko po lewej, nad okiem taką
smętną kępkę włosków, które ocalały. Jak można się domyślać, wyglądam
wyjątkowo powabnie. Troszkę jak ruskie dywaniary przed porannym
makijażem, kiedy to do swoich wygolonych brwi przykładają szklanki i
rysują, a trochę jak pacjentka oddziału zamkniętego lokalnej świrowni,
której oddziałowa (pozdro dla pani Barbary) zapomniała zabrać maszynki
do golenia. Chwała bogom, że zdołałam sobie w miarę znośnie dorysować te
brwi brązowym cieniem do powiek i jakoś to wszystko załagodzić, żebym
nie wyglądała jak klasyczna Swietłana. Chciałam nawet se fotkę strzelić i
wrzucić naoczny dowód, że pomówienia, jakobym miała nierówno, są
najprawdziwszą prawdą, bo teraz to naprawdę mam nierówno, ale mój
telefon nie zdzierżył i wyładował się podczas trzaskania mi selfie.
Czyli ewidentny znak, że świat jeszcze nie jest na to gotowy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na
poprawę humoru chciałam sobie zrobić pyszny budyń waniliowy, więc do
tego z torebki, dosypałam cukru z prawdziwą wanilią. Byłoby przepięknie,
gdybym nie nalała mleka równo z garnkiem, gdyby mi nie wykipiało i
gdybym nie przypaliła tego budyniu, ale przynajmniej szarosina, trochę
malaryczna barwa, którą nadała budyniowi wanilia, wynagrodziła mi
wszystkie trudy kucharzenia. Kotu bardzo smakowało. Oraz - nałożyłam
sobie wczoraj maseczkę na pysk i zapomniałam jej wieczorem zmyć, więc
dzisiaj jestem świńsko różowa na ryju. Przy tak intensywnym dbaniu o
urodę, powinnam co rychlej się przeprowadzić do Krasnojarska, bo tu się
będę mym pięknem za bardzo wyróżniać.<br />
<br />
#mówciemiSwietłana #takbardzoja #brwiprzeznaczenia<a class="_58cn" data-ft="{"tn":"*N","type":104}" href="https://www.facebook.com/hashtag/brwiprzeznaczenia?source=feed_text&story_id=10203396995115481"><span class="_58cm"></span></a></div>
</div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-38893858106026416322014-10-23T09:11:00.000-07:002015-02-03T06:58:54.151-08:00Update.<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
No i tak. Jak tak czytam, to, co nabazgroliłam do tej pory, to wychodzi, że przeczę sama sobie radośnie, bo najpierw twierdzę, że nie jestem jakaś taka, że bułkę przez bibułkę i ani mnie nie stać na buty do każdego looku, ani nie mam na to czasu i w ogóle to cenię se wygodę, a zaraz, w następnym poście napierdalam o kremowych bucikach cierpienia. No rozdwojenie jaźni co najmniej. Trzeba będzie dopisać kolejną kolorową tabletkę do tych, co już je mam. Niedługo se z nich ułożę Tablicę Mendelejewa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bawię się w sklep. Konkretnie to piwo sobie sprzedaję. Piwo, zaznaczam zawczasu, również może być burżujskie i ja właśnie takie sprzedaję - rzemieślnicze, warzone i chmielone tradycyjnie, z prawdziwego chmielu różnych odmian (chmiel, jak winogrona - ma odmiany, drogie dzieci, jest nawet kilka hodowanych tylko w Polsce); z małych, rodzinnych browarów, których jest więcej, niż człowiek sobie wyobraża. I oczywiście, ponieważ jestę burżuję, to właśnie głównie takie piwo u mnie się sprzedaje, chociaż mam też takie bardziej standardowe, po które przychodzą se panowie szlachta, czerwononosy i sinolicy, więc oczywiście awansowałam na Szefową i Kierowniczkę dwojga imion. Czasem mam piękne dni, kiedy mnie nie nachodzi PanŻul, ani debilni klienci, ani po prostu debile, a każdy kto przyjdzie jest miły i zawsze coś kupi, ptaszki świergolą, słonko opromienia, jest pięknie.<br />
<br />
Niestety, jak się można domyślać, niewiele jest takich dni, bo jeszcze bym się przyzwyczaiła, a jak wiemy przyzwyczajenie matką gnuśności. Na ten przykład dzisiaj znowu przyjechała paleta z hurtowni - bo w obliczu niemania tzw. samochodu służbowego, zamawiam piwa na palecie, dostarczanej przez Pocztę Polską, wa ich mać. I oczywiście, za kuriera znowu robił ten kretyn z wąsem, bo przyjeżdża czasem taki drugi, brunet, taki milszy troszkę. Kretyn z wąsem stwierdził, że nie ma bata, żeby paleta przeszła przez drzwi i w ogóle to ja mam próg (na cały 1cm!!) i za żadnego wuja paleciak nie podniesie się na taką wysokość. No ja śmiem wątpić, gdyż to nie jest pierwsza paleta, która do mnie przyszła i jakoś wjeżdżają se na wypasie, bo akurat drzwi do sklepu są szerokie na dwa metry i każda paleta tam wjedzie, nawet ta duża; a to była paleta euro, czyli mniejsza taka. Pal licho rozmiary, mówię facetowi, że poprzednim razem pan Milszy Brunet jakoś wjechał, a paleta była o podobnej wadze, więc niech mi tu nie odburacza maniany, ale na darmo moje tłumaczenia. Niestety, sama się przecież za paleciaka nie złapię, więc mi ją kolo zostawił pod sklepem, świstek zabrał i pojechał, oburzon wielce. I mnie farfocel zostawił z półtonową paletą, samą w deszczu. No i teraz tak - nie zostawię przecież tego na zewnątrz, bo jak się tylko obrócę, to mi samo drewno z palety zostanie, a i to niekoniecznie. Wnoszenie po skrzynce też nie bardzo wchodzi w rachubę, bo raz - taka jedna skrzynka waży 18 kilo, niby nic, bagatela, na klatę wyciskam więcej, ale przeniesienie około 30 takich skrzynek już jakby trochę daje w kość, konkretnie tą kręgosłupową. Tym bardziej, że ja nie umiem nosić ciężkich rzeczy i dźwigam nie tym co trzeba (brat mi kiedyś tłumaczył, że się nie dźwiga kręgosłupem tylko barkami, albo odwrotnie, nie pamiętam...). A dwa, to przecież będę musiała co i rusz spuszczać paletę z oka. A już się tam kręcił jeden z drugim sęp (vultur żulerus), łypiąc pożądliwie na moje piwo; a sąsiadka z góry, pani starsza (dewotka i awanturnica, mocno stuknięta zresztą), zaczęła się kręcić koło palety z pytaniami typu "O, to można brać za darmo...?". Oczywiście, twoja mać, że można, przecież mi też wszystko z hurtowni za darmoszkę dają, bo mam śliczne oczy i ładnie śpiewam. No to wzięłam parasol, siadłam na palecie po turecku, zapaliłam papierosa i czekałam na mojego brata, po którego co rychlej zadzwoniłam, jak się okazało, że Książę Paletowy herbu Pocztowa Trąba nie wwiezie mi jej do środka. Deszcz zacina, wiatr wieje, a ja jaram goździkowego burżuja i dumam nad życiem, siedząc na jakichś sześciuset butelkach piwa. Dupsko mi, pomimo tak znakomitej izolacji, deczko odmarzło, ale na szczęście Najlepszy Brat Na Świecie przygalopował rączo, zakasał rękawy i zaczął po skrzyneczce tachać, a ja stałam na warcie, ćmiąc kolejne fajki. Kocham dostawy. Między innymi dlatego, że samo wniesienie tego do sklepu to jest taka finezyjna gra wstępna, a dopiero potem zaczyna się prawdziwe pierdolenie. Się z butelkami, cenówkami, ustawieniem, wprowadzeniem na kasę i próbą zmieszczenia ochnastu pierdyliardów skrzynek na zapleczu. Siłownię mam za darmo, podźwigałam se dzisiaj, że ho, ho, rzeźba porobiona jak nic. I jeszcze w międzyczasie przylazł jakiś frędzel z KokaKoli, czy ja bym nie chciała rozpocząć współpracy. Facet śmierdział sikami. Nie bardzo mam zaufanie do ludzi śmierdzących sikami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Generalnie to się trochę boję, chociaż ciężko się przyznać. Nie mam na czynsz, a co dopiero na reklamę, czy inne fanaberie, typu np. nowe piwa w ofercie albo zmiana naklejek na szybach, bo te są ohydne. Zresztą, jakie mają być, jak je robił największy partacz w mieście, nic dziwnego, że są na odpierdol i zasłaniają cały sklep. Facet z rodzaju tych, co to mają firmę reklamową (oczywiście faktury są
wystawiane przez kogoś z drugiego końca Polski, kogo w życiu na oczy -
ani żadną inną część ciała - nie widziałam), grają na weselach, fotografują, tańczą, rzeźbią i stepują, a jak znam życie to pewnie też mają przedsiębiorstwo przewozowe i
sprzedają garnki po domach. Taki człowiek-orkiestra spowinowacony z
człowiekiem-kupą. Oczywiście, jak mu zlecałam te okna, to wszystko było cacy, dopiero później wylazło szydło z worka, a znajomi nagle se zaczęli przypominać, że słyszeli, żeby u niego nic nie robić, bo podobno za kolesiem smród się ciągnie pieruńsko. Ludzie to są jednak fantastyczni. Nikt jakoś przed zapłaceniem mu zaliczki, słówkiem nie pisnął, że to taki klocek. A że klocek gigantyczny, się okazało jak zaczęłam negować projekty graficzne - rodem z lat '90 - neonowy glow pod literami i tekstury z Worda. Prawie się obraził, jak mu powiedziałam, że mnie nie słucha i dlatego wszystkie projekty są do dupy. Jakoś doszliśmy do porozumienia, zapłaciłam zaliczkę, czekałam oczywiście jakieś trzy dni dłużej na klejenie tych okien, a jak przyniósł te wydruki to się oczywiście okazało, że wszystko nadal jest do dupy. Druk miał być na folii perforowanej, a on przyniósł mi wydruki na kompletnie nieprzeźroczystym tle, więc okna od środka są po prostu do połowy białe. Jak w szpitalu. Podesłałam mu przykładowe obrazy, które znalazłam na necie (takie ze znakiem wodnym, w niskiej rozdzielczości), żeby się zorientował, o co mi się rozchodzi. Nawet nie miał sam robić tych projektów, tylko znaleźć odpowiedni obraz w dobrej jakości. Więc rzecz jasna wydrukował dokładnie to, co mu wysłałam, w rozdzielczości odpowiedniej dla smartfona, a nie okna o powierzchni 4m2, więc przechodniów atakuje taka oczojebna pikseloza. Myślałam, że mnie szlag trafi na miejscu i w zaświaty taka wkurwiona pójdę. Co gorsza nie chciał oczywiście zwrócić mi zapłaconej zaliczki, bo przecież wydrukował. Nieważnie, że nie na tym, co chciałam i nie to, co chciałam. W ogóle, mógł mi nadrukować tam kopulujące króliczki albo fotki z ruskich portali społecznościowych, w sumie na to samo by wyszło. Nie chcę się tu zagłębiać w całość tego smrodu, dość powiedzieć, że okna, zamiast wyróżniać sklep na ulicy, kompletnie go zasłaniają i sprawiają, że jest ponury. A na dokładkę, ten krzywy ogór nawrzeszczał na moją mamę. Na mnie se może wrzeszczeć, nie to, że lubię, ale przynajmniej mam powód, żeby na niego też nawrzeszczeć, ale od mojej rodziny wara. Czasami żałuję, że nie umiem celnie rzucać nożami, na przykład w oczy. Powinnam pewnie też żałować, że to w naszym kraju jest nielegalne, ale jakoś bym to przeskoczyła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No tak se właśnie się bawię w sklep. Jak byłam mała, to uwielbiałam bawić się w sklep, nigdy wprawdzie nie miałam jakiegoś zestawu do zabawy, wzdychałam tylko do takich pięknych drewnianych straganików z drewnianymi warzywami i drewnianym mięsem, które było pokrojone i złożone w całość za pomocą magnesów, a można je było sprzedawać w częściach (!), z monetami z prawdziwego metalu w drewnianej kasie; które widziałam w niemieckich katalogach z zabawkami; ale wymyślałam sobie, że np. pracuję w papierniczym i sprzedawałam pinezki na sztuki. W tajemnicy Wam powiem, że rzeczywistość jest dużo bardziej. </div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-31179328037862359052014-06-18T04:18:00.000-07:002015-02-03T06:58:42.247-08:00Trzecia rano blues.<div style="text-align: justify;">
Jak widać posty można pisać, tylko po godzinie 3 w nocy. Wcześniej nie uchodzi zupełnie. Właśnie zoczyłam, że pierwszy post na moim blogu miał 4 odsłony, a drugi całe 5, więc szok i niedowierzanie, że takie tłumy walą! I - może to niepoważne jest, ale ja się cieszę z tego cholernie, bom anonimowa jak się tylko da, nikt nic o mnie nie wie, piszę sobie tak w ten Internet bez odzewu i jest pysznie. Przynajmniej na razie. Bo ja już kiedyś tak pisałam do ludzi, pisałam z odzewem niejednym i prawdę mówiąc stwierdzam, że ma delikatna kobieca psychika takich rarytasów jak forumowe shitstormy albo prywatne wycieczki skończonych buców - nie znosi dobrze. Powiedzmy oględnie. A wypisać się przecież muszę, bo mi pęknie żyłka na skroni, krew mię zaleje po brodę i w ogóle blizna będzie na ryju i będę wyglądać jak The Hound z Gry o Tron, a on nieciekawie skończył. Więc tego - se tak bazgrolę sama do siebie i się sama ze sobą chichram i gadam do siebie rączo. Oczywiście - niektórzy twierdzą, że takie atrakcje kwalifikują mnie do białego kaftanika i przytulnej sali o miękkich ścianach, ale ja uważam, że przynajmniej mogę se pogadać z kimś na poziomie, a poza tym biorę tabletki. Więc jakby co, to ja podam nr do mojej pani dochtór, która mię tymi tabletkami karmi, a ona już powie, czemu nie ma kaftanika. Jeszcze. Speaking of which - muszę się dzisiaj z nią na randkę umówić, za którą se zapłacę 100zł, a w zamian dostanę świstek na więcej tabletek. Uważam, że się opyla.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Machnęłam se paznokcie na krwistoczerwony kolorek, bo se umyśliłam, że będzie pasował do granatowej kiecki w białe groszki, zanabytej za 20 ziko na szmatach koło domu. Do tego biały kardigan, czerwony paseczek i kolczyki również rouge i proszę was, wyglądam jak przykładna żona i gospodyni domowa, lata 50 XXw., gdzieś z Missouri, kiedy tostery były wielkości lodówek i o wadze małego samochodu. I jeszcze bym se machła u stóp paznokcie też, gdybym nie miała paluszków plasterkami pozaklejanych, bo kremowe buciki, które mi to tej stylówy pasują, obcierają mnie sakramencko, kurwy jedne. Są prześliczne absolutnie i wyglądam w nich jak milijon zielonych i choć nie ukrywam, że cierpię w nich niezmiernie, to będę nosić, nawet jakbym se miała wszystkie palce okleić. Bym jebła foteczkę, ale po pierwsze primo - ni mom aparatu takiego, co by mnie uchwycił w pełnej krasie i pięknie mym całościowym, a po drugie primo - mija się to trochę z moim założeniem ultraanonimowości. W sumie mogę wrzucić fotkę z urżniętym łbem, choć koafiurę też se wymyśliłam piękną i rozterki mną takie właśnie egzystencjalne targają. Tak ubrana prześlicznie powędruję do pani dentystki, która musi mi obejrzeć jamę gębową dokładnie, bo coś mi chyba z pyska ostatnio wypadło i mam obrzydliwe przypuszczenie, że to była plomba, bo mam jakiś taki uszczerbek w zębie, o który sobie kaleczę język, bo ciągle to muszę macać tym językiem, oczywiście. Przy czem powinnam też se wyrwać ósemkę moją ostatnią i do cna już zgłupieć, bo w związku z rozpoczęciem pracy w lipcu nie będę miała potem czasu na takie przyjemności jak operacyjne usuwanie zębów mądrości, nieprawdaż. Podejrzewam, że pani dentystka, które se właśnie założyła nowy gabinet, będzie miała ceny takie mniej-więcej ojapierdolęczyichpoebao, ale raz się żyje i zęby ma się jedne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z nowości - się podobno okazuje, że naukowcy odkryli, że koty faktycznie rozumieją, co się do nich mówi, ale decydują się to ignorować. No jestę naukowcę normalnie, szkoda, że sama wcześniej tego nie opublikowałam, Nobel murowany, a potem szmal, dziwki i koks. Ja to się jednak nie umiem w życiu ustawić wcale, nic a nic. Dziewictwo też oddałam za darmo, z tzw. miłości, zamiast się sprzedać za gruby szmal i nie głodować na studiach w Krakowie, ale żyć jak pączek w maśle w takim np. Paryżu albo innym Lądynie. No młode i głupie, normalnie. A propos kotów - odkryłam także, że kiedy się memu cudownemu zwierzu postawi miskę z żarciem nie na przeznaczonej do tego ślicznej tacce na podłodze, tylko na np. schodach, parapecie czy w zlewie, to futrzak żre jakby mu za to płacili, choćby nie chciał nawet wąchać, jak stało w normalnym miejscu. Wyszło mi, że chyba mu się popierniczyło i myśli, że se upolował. Anyway - żre, więc ja nie mam pytań. Chociaż nie, w sumie jedno mam - dlaczego producent trawki szybkorosnącej dla kotów myśli, że to jest dobry pomysł, żeby to coś, na czym rośnie zielone, taka mieszanka trocin i filtrów od papierosów, waliło jak dwutygodniowy nieboszczyk w klimacie karaibskim, hę...? Jezu, nie wiedziałam, co tak jebie w pokoju, podejrzewałam, że mi pod biblioteczką zdechło zwierzę wielkości konia co najmniej, a to ta skrzyneczka plastikowa niepozorna tak daje, że jakby jednak ten koń pod biblioteczką leżał, to aż by wziął zmartwychwstał, tylko po to, żeby uciec na swych kopytkach jak najdalej od tego smrodu. Wyniosłam na strych, niech tam śmierdzi. Teraz noszę kota na górę, żeby go nakarmić trawką, od której on dostaje głupawki, jak faceci przy cyckach. No jest pięknie jednak.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jutro mam maraton po lekarzach, chwała bogom, że akurat wiem w co się ubrać i będę piękna, choć oplastrowana i cierpiąca. Po przeczytaniu artykułu w WO nt. Sary, podjęłam wiekopomna decyzję, że nie będę umartwiać się bardziej niż to potrzebne i postanowiłam polubić swoje ciało, ze wszystkimi wałeczkami, pryszczami, włosami, co się nie chcą układać i paznokciami, co się łamią. Challenge accepted, chociaż niekoniecznie wierzę, że mię się taki humor utrzyma na długo, ale zamierzam próbować. No bo, do cholery, skoro ona może taka piękna się czuć i błyszczeć, kiedy jeździ na wózku, to jest wstyd i poruta, że ja robię jakieś chryje i panikuję, kiedy mi troszkę brzuch widać w jakiejś kiecce obcisłej. No kurwa, halo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I to znowu będzie otagowane jako opiłki drobne, choć moje ostatnie postanowienie do drobnych nie należy. Tylko na razie nie mam weny jakoś na większe opiłki. Jak mi strach przed pisaniem większych opiłkach przejdzie, to pomyślimy. A na razie howgh.</div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0Central Europe51.333356700799655 16.96289062545.926856700799654 6.635742125 56.739856700799656 27.290039125tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-91569411709279433672014-06-01T03:16:00.000-07:002015-02-03T06:59:06.509-08:00Ciągi myślowe vol.1.<div style="text-align: justify;">
Jakże pięknie minęła mi niedziela, wreszcie się dorwałam do gotowania i strzeliłam boski rosół, który był po prostu idealny, bo ja mam tendencję do rozwadniania zup, a dzisiaj rosołek mi wyszedł cymesik. Być może tez dlatego, że w Kauflandzie dostałam czegoś w rodzaju zaćmienia umysłowego spowodowanego widokiem truskawek (9 zeta za kilo jednakowoż, to jest cena barbarzyńska) i zamiast natki pietruszki kupiłam lubczyk, bo podobny. I się zadumałam, czy mam to zielsko dodawać czy nie, bo o lubczyku wiem tyle, że jakieś staropolskie napary miłosne się z tego warzy, ale żeby rosół...? Stwierdziłam, że wsio ryba i tak zjedzą i władowałam cały pęczek. Jak się okazuje - był to wyśmienity wręcz pomysł, bo zupa pachnie tak, że dosłownie stałam nad tym garem i się sztachałam oparami; co rzecz jasna zaowocowało popatrzeniem sobie nozdrzy gorącą parą, ale czegóż się nie robi dla sztuki, nieprawdaż... I makaronu nie rozgotowałam nawet, taki wyszedł sprężysty i smaczny, normalnie przerwa w kucharzeniu dobrze mi robi. Na drugie rąbnęłam schabowe i kaszę gryczaną z marchewką zasmażaną. Najlepszy Brat Na Świecie orzekł, że dawno mi się tak dobre mięsiwo nie udało. No ja myślę, cholera, cztery godziny w kuchni stałam. Gros z tego oczywiście zajęły mi bułeczki drożdżowe, które wymyśliłam na deser, a do których lunęłam chyba trochę za dużo spirytusu. W przepisie był rum, ale rumu nie ma, a spirytus, oczywiście tylko do gotowania, jest, to wlałam na pałę trzy łyżki i ciasto gorzkawe się zrobiło; szczęśliwie w piekarniku wyparowało w cholerę i nawet całkiem całkiem w smaku wyszło. Bułeczki nazywają się "bogatki" i ja nie wiem, gdzie ta ich bogatość, bo szału nie robią i nawet bakalii nie ma, no chyba że te alkoholowe opary jakoś mają ubogacać. To jak tak, to ja rozumiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jutro mam wstać koło 10 (ahahaha, już jasne, widzę to moim trzecim okiem umysłu, jak ta lala świeża wstanę, ahahaha...), bo muszę znowu pozałatwiać masę spraw takich jak wybieranie farby, nowy licznik wody, nowy licznik gazu, pieczątka, oklejenie kasetonu (nie wiem jeszcze za bardzo czym, bo projektu nie ma!!), założenie konta w banku i zakup sandałów. To ostatnie, wbrew pozorom, cholernie mnie męczy i prześladuje, bo od tygodnia szukam sandałów i mnie szlag trafia. Potrzebne mi są takie, w których jest wygodnie bardzo, a przy tym stopa nie wygląda jak zakuta w jakieś kopyto ortopedyczne. Czyli wygodne, ale nie sportowe, bo w takich to się ma człapy jak Żabcia Rechotka. I wkładkę wewnętrzną muszą mieć taką, żeby mi się stópcie nie odparzały i żeby pięta była lekko wyżej niż palce, bo kręgosłup się wtedy mniej męczy i w ogóle najlepiej, żeby nie kosztowały 500 zeta. A w sklepach - zwłaszcza internetowych - są sandały do sesji zdjęciowych, czyli takie na cieniuteńkiej podeszwie z dwoma sznureczkami mocującymi podeszwę do stopy, w których można chodzić góra dwie godziny, bo potem bolą nogi i które zresztą mają mniej-więcej taką właśnie trwałość - ze dwa miesiące może wytrzymają. Albo z kolei - ultrabrzydkie sandały zapinane na rzepy, w których nie chciałam chodzić mając lat 14, to i teraz nie zamierzam. Jak już wreszcie znalazłam takie, które odpowiadają moim parametrom wszelakim - to nie ma mojego rozmiaru. Oczywiście, wa mać, że nie ma. To nie o to chodzi, że jestem jakaś niebotycznie wybredna (tylko ociupinkę...), ale zwyczajnie nie mam pieniędzy i czasu, żeby kupować sobie sandałki wizytowe, wyjściowe, do takiego looku, do innego looku, a te nie pasują, a te niewygodne, za to śliczne. Wierzcie mi, że jak będę już miała taki szmal, to się nie będę pierniczyła, tylko kupię wszystkie, które mi się podobają i nawet mnie nie będzie obchodziło, że stopy odparzone - w końcu będą mnie w lektyce pozłacanej nosić, więc co mi tam. Ale na razie muszę wybrać wersję optymalną, co jak się okazuje nie jest wcale takie proste. Muszę się zatem przejść po mieście, zobaczyć co i po ile i omijać szerokim łukiem sklepy z gównianym chińskim obuwiem, robionym ze starych opon i plastiku z lat '70. No bo sory batory, ale jak para baletek kosztuje 19,99 i jest to cena normalna, a nie promocyjna, to wg mnie coś z tymi baletkami jest mocno nie halo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak czy owak - pomijając zakup sandałów, czego pewnie i tak nie zdążę zrobić, to mam jutro do załatwienia wuj spraw. Więc idę lulać, jakże wcześnie. Znowu.</div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7394252433489476358.post-90052952834411795292014-05-29T03:43:00.000-07:002015-02-03T06:59:16.558-08:00Tak wyszło, że przedmowa. <div style="text-align: justify;">
Miał być ekstraegzaltowany rozkmin na temat blogowania w ogóle, plusy minusy, dlaczego warto i dlaczego lepiej se dać spokój i w ogóle popis erudycji, elokwencji i różnych takich trudnych słów bez liku. Ale nie będzie. Z przyczyn, że ponieważ - przeczytałam wersję roboczą i azaliż stwierdziłam, że gówno przestraszne i jak ja w ogóle mogłam spłodzić taki syf w odmętach umysłu. Generalnie - nie takie syfy w tychże odmętach powstawały, więc niby tragedii nie ma, ale i tak wstyd. Poza tym, fakty są takie, że jak się znam, to na rozkminach się kończy. Myślę, za dużo oczywiście, rozpatruję, rozprawiam i wymyślam se problemy, których w zasadzie nie ma, ale mogły by być, więc ojesu, a potem już jestem tak zmęczona tym dzieleniem włosa na szesnaścioro (bo ja jestem w tym dzieleniu level, a nawet dwa wyżej od innych rozdzielaczy), że idę spać, śnią mi się głupoty, wstaję o 16 i znowu myślę. Toteż rozkminu, jak na razie, nie będzie. <i>Bene.</i><br />
<i><br /></i>
Za to będzie bajka o moim fascynującym życiu, a w niej m.in. - zastanawianie się nad tym, dlaczego chce mi się sikać co kwadrans, chociaż nie mam żadnego syfa, nie zmarzło mi dupsko i nie pijam kawy...? Oczywiście powinnam nasiusiać do sterylnego słoiczka, podpisać wyrób własny i zanieść do raboratorium, żeby mi powiedzieli co mi się po pęcherzu pęta, ale coś nie za bardzo widzę taki scenariusz, z powodu azaliż - moje burżuazyjne wstawanie po 16 uniemożliwia mi zastanie w raboratorium jakiejś życzliwej duszy, bo oni tam w służbie zdrowia to raczej rankiem pracują, nie wiedzieć czemu. Byłoby zajebiście, jakby tak ktoś otworzył taki punkt dla ludzi dotkniętych popierdoleniem, dla których zwleczenie się z wyra przed południem jest awykonalne. I w tymże punkcie, miła pani, także prowadząca nocny tryb życia, załatwi wszystko, co trzeba - i siku do badania przyjmie, i złoży wniosek do wodociągów o nowy licznik, i konto w banku założy; no omnipotencja w jednym okienku. Czyż nie byłoby to cudowne, hmm?<br />
<br />
A tymczasem, borem lasem, jutro się muszę objawić w majestacie świadomości, tak wedle południa, poleźć do lokalu, gdzie jest jeszcze remont, dobrać farbę do ścian i zaordynować, żeby naoliwili kraty przy wejściu od zaplecza, bo chyba przy dostawach będę je łomem otwierać, a do zamknięcia ani chybi będą potrzebne jakieś woły pociągowe. W ogóle muszę kupić nową kłódkę, taką porządną, tylko powinnam zmierzyć otwór w klamrze do bramy, bo jak siebie znam, to będę chciała kupić najporządniejszą, więc kupię za dużą i wtedy to se tę kłódkę będę mogła w swoje otworki wsadzić i spiąć na amen, nie żeby to w ogóle jakkolwiek przeszkadzało w moim pożyciu płciowym. Podejrzewam nawet, że zakładanie kłódki na dupę to byłoby najbardziej emocjonujące seksualnie doznanie ostatnich tygodni. Ale, porzucając fantazje - będzie supcio, jakby się udało kupić kłódkę na szyfr, bo istnieje możliwość, że zgubię klucz, a przezorny zawsze zabezpieczony, nieprawdaż. A także - powinnam się udać do banku, założyć konto na firmę, bo wtedy być może pani przekochana księgowa się nie zesra ze szczęścia, jak zobaczy wszystkie faktury wystawiane jednak na firmę, a nie na osobę fizyczną. I muszę zrobić se wreszcie pieczątkę fachową, z regonem i innymi szczęśliwymi numerkami. A jak już se zrobię, to watch out bitches, idymy na zakupy.<br />
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://gloss48.com/blog/wp-content/uploads/2014/05/make-it-fucking-rain-aladdin.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://gloss48.com/blog/wp-content/uploads/2014/05/make-it-fucking-rain-aladdin.gif" height="195" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jakkolwiek to wszystko oczywiście przy szczęśliwym założeniu, że zaraz pójdę spać, bo mam pojebane z tym spaniem fest i zaczyna mnie to powoli wkurzać. Nie gotowałam chyba od tygodnia, bo jak wreszcie wstanę, to rodzina ma już dawno se coś sama upichciła, bo ileż można czekać, nie? I mi ich szkoda, bo żrą jakiś chleb w jajku czy inne parówki, a nie normalnie zupę jakąś czy nawet schabowego z mizerią. No wstyd i poruta, normalnie skandal na trzy powiaty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A tak w ogóle - przeglądam ci ja strony z odzieżą, czyli jak to nazywa Najlepszy Brat Na Świecie - masturbuję się przy babskim porno, bo muszę se kupić piżamkę z rodzaju tych optymalnych. Czyli - ma być 100% bawełny, bo jak jest nawet śladowa ilość poliestru, to mi się me boskie ciało poci w nocy i mam dyskomfort duchowo-fizyczny, znaczy się cuchnę zdechłymi fiołkami i mi z tym źle, bo zwykle to pachnę jako ta truskaweczka przecudnie. Poza tym - najlepiej, żeby to była koszulka nocna, bo nienawykłam spać w spodniach, ma być taka za dupę najidealniej, cobym nie świeciła pośladem co rano, ma mieć długi rękaw, albo chociaż 3/4, bo mi ramiona marzną i boli potem, a mi musi być wygodnie podczas spania, bo sen lekki mam jak pierdnięcie motyla i mnie wszystko wnerwia. No. I wychodzi, że byłoby lepiej, jakbym sypiała nago, bo mniej ceregieli i ja się z tym oczywiście zgadzam, tylko że jeszcze upałów nie ma i będę marzła jak bumcykcyk. Tak. Toteż zwiedzam te strony sklepów internetowych, bo na internetach taniej i w dodatku nie trzeba z domu wychodzić, poza tym mają otwarte w godzinach nocnych. I się irytuję, bo dlaczegóż twórco strony jebłeś tam tyle automatycznych linków, które się otwierają w takich małych okienkach po najechaniu i mnie trafia jasna cholera i niczego zobaczyć nie mogę, bo mi ciągle coś wyskakuje i blokuje obrazki? No? Czemu?</div>
<br />
No. Bóle egzystencjalne na dzisiejszy wieczór wypisane, czas na czyny odważne i heroiczne, tj. próbę pójścia spać. Aloha.<br />
<br />
P.S. Oczywista, nie są to te bóle, które mję w istocie bolą. Albowiem skonstatowałam niniejszym dzisiaj, że głównym motorem mojego kruchego jestestwa jest strach i mnie to przeraziło, och haha, ironio. Ale to akurat jest temat na rozkmin, a ja mózgu do tego dzisiaj nie mam nidudu.<br />
<br /></div>
Siostra Karolajnahttp://www.blogger.com/profile/15965911834914808493noreply@blogger.com0