poniedziałek, 2 lutego 2015

Dochtor EM mnie natchniewa.

Wszyscy wiedzą, że nie jest ze mną najlepiej i ja się sama do tego otwarcie przyznaję, no bo co się będę okłamywać i tak prawda wyjdzie na jaw. Ale ostatnio to już w ogóle jest niedobrze i to całkiem dosłownie, bo problemy są natury, hmm, hmm, gastrycznej. Więc cóż, jeśli nie pomagają miętowe herbatki, ziółka w różnych postaciach oraz głęboka wiara, że gorzka czekolada ma właściwości lecznicze - wypada udać się do przychodni. W przychodni rezyduje dochtor EM, który, zaznaczam, jest człowiekiem starszym ode mnie, ale nadal mocno miłym dla oka, nie mówiąc już o tym, że ma zwyczaj prawienia mi komplementów, prawdopodobnie odruchowo, ale i tak ładnie z jego strony. W ogóle taki trochę przypał, c'nie, że pan dochtor taki miły, taki przystojny, a ja mu muszę opisywać co mi w żołądku gnije, olaboga. Przy okazji, skoro już tam polazłam, to stwierdziłam, że zagadnę dochtora w kwestii mojego chronicznego zmęczenia, które zaczyna mnie mocno irytować. Śpię po 8-9 godzin dziennie, co dla niektórych jest szczytem marzeń i ambicji, a i tak jestem śmiertelnie zmęczona, pod koniec pracy jedyne o czym marzę to własna poduszka i zaczynam dochodzić do tego stanu zmęczenia, kiedy człowiek się czuje jakby wypił pół litra na pusty żołądek. Świat się kiwa sennie, nogi nie chcą nieść i się bełkoce nieskładnie, chociaż mógłby przysiąc, że chciał z sensem. Tzn., ja oczywiście zawsze bełkocę, ale pod koniec dnia jakby bardziej. Ad meritum - powiedziałam panu dochtorowi, że mnie to przeszkadza i bym chciała się przebadać na okoliczność krzywej cukrowej i hormonów tarczycy, tak dla czystej rozrywki. Pan dochtor EM zadał mi kilka pytań rozpoznawczo-badawczych i między innymi zapytał, czy nadwagę miałam zawsze, czy tak tylko ostatnio. Nadwagę. NADWAGĘ. Zaczęłam coś tam mruczeć, że nieeee, że ja to tak tylko troszkę ostatnio przytyłam, bo taka pracę mam siedzącą i w ogóle i raczej i wcale. Pokiwał głową, uśmiechnął się, przepisał skierowania. I teraz tak - oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że tak jakby troszkę mi się przytyło ostatnio, ale zawsze mi powtarzano, że pięć kilo w tą czy w tamtą, tego wcale nie widać i nie ma się co przejmować. No owszem, ale jeśli te pięć kilo się mnoży i to zwykle jednak w tą, a nie w tamtą i w dodatku, widać gołym okiem, że mam nadwagę, to oznacza, że naprawdę nie jest dobrze. Zaznaczam również, że pan dochtor nie widuje mnie na co dzień, żeby wiedzieć, jak wyglądam bez nadwagi, czyli jest ona oczywista. Teraz to już naprawdę OLABOGA, bo przeesz tak być nie może.

Zatem niniejszym chciałam oficjalnie i publicznie panu dochtorowi EM podziękować, bo nienachalnie i nawet dość taktownie mi uzmysłowił, że czas się wziąć za siebie. I nie, że od jutra. I że tylko tak troszkę, tylko pełną parą, bo zaniedbałam się niemożliwie i basta. Ponieważ uwielbiam się umartwiać, to postanowiłam, że będę się umartwiać braniem się za siebie na blogu. Bo wprawdzie czytam go głównie ja, Swieta i jeszcze kilka (stojących jeszcze za kurtyną tajemnicy) eg, to przynajmniej się zobowiążę wobec kogoś. Bo wobec siebie samej mi nie wychodzi ni du du.

Czas start.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz