Z
racji tego, że lato, to postanowiłam się wbić w szorty, póki
jestem piękna (ha ha) oraz młoda (HA HA) i cellulit jeszcze nie
skolonizował mi nóg aż do kostek. Ku mojej radości, okazało się, że z
sześciu par szortów, które sobie w napadzie optymizmu kupiłam
praktycznie na raz - niektóre nawet jeszcze pasują. Znaczy się - zapnę
się, nie spłaszczają mu dupy i nie robi się z przodu wielbłądzie
kopytko, czyli alleluja i do szortów przystąp. Na tę radosnę okoliczność
wczoraj siedziałam w łazience przez godzinę i skrupulatnie goliłam całe
nogi, które zwykle z lenistwa golę tylko do kolan. Zacięłam się tylko
trzy razy: oczywiście przy kostkach (bliznami po tych sznytach będę moje
wnuki straszyć) oraz ino raz w kolano, ale za to fest, bo się lało, jak
ze świni. Po dezynfekcji ran ciętych i ciężkich walkach w okolicach
drugiego kolana - nóżki miałam gładkie i śliczne, nawet jeśli lekko
obolałe oraz tradycyjnie eterycznie blade. Natomiast dzisiaj rano, mój
przepiękny i najcudowniejszy na Ziemi Kocisław, władował mi się na
kolana i tulił się do mię tak pięknie i ochoczo, że naprawdę me serce
łkało, że go muszę z tych kolan zepchnąć, bo znowu się spóźnię do
roboty. Więc Kocisław postanowił mje ukarać za to, że jestem tak zimną i
złą kobietą, i zjechał na pazurach po świeżo ogolonych udach,
zapewne chcąc przy tym nadać nieco żywszego kolorytu trupiobladej mej
skórze. Cóż - koloryt jest, szortów nie ma, gdyż musiałam się
oplastrować dość solidnie, żeby se spodni krwią nie ufajdać. Wnoszę, że
mój kot jednak jest zagorzałym katolikiem, bo chciał mnie ochronić przed
nieopatrznym grzechem i świeceniem dupą przed obcymi ludźmi. Chwała
Borze.
A także - wpadł mi do sklepu motylek. Ganiałam za nim w zachwycie jak modelowa idiotka, dopóki nie wpadł między butelki i żadnym sposobem nie mogę go znaleźć :( Przestawiłam całą półkę i nie ma motylka. Przesz mje serce pęknie, jak przy następnej dostawie znajdę między butelkami martwego motylka. Albo - jeszcze gorzej - motyle ścierwo wyewoluuje, odkryje sposób na otwieranie butelek skrzydełkiem i wychleje mi wszysko, zanim się obejrzę. Szkoda, że koncerniaków już nie mam, jakby to wychlał, to by się zatruł chemią po pierwszej butelce i tyle bym go widziała. A tak to muszę żyć w stresie. Laboga.
A także - wpadł mi do sklepu motylek. Ganiałam za nim w zachwycie jak modelowa idiotka, dopóki nie wpadł między butelki i żadnym sposobem nie mogę go znaleźć :( Przestawiłam całą półkę i nie ma motylka. Przesz mje serce pęknie, jak przy następnej dostawie znajdę między butelkami martwego motylka. Albo - jeszcze gorzej - motyle ścierwo wyewoluuje, odkryje sposób na otwieranie butelek skrzydełkiem i wychleje mi wszysko, zanim się obejrzę. Szkoda, że koncerniaków już nie mam, jakby to wychlał, to by się zatruł chemią po pierwszej butelce i tyle bym go widziała. A tak to muszę żyć w stresie. Laboga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz