Z życia na kierowniczym stanowisku, które, z racji przeprowadzki,
jest dość fantomowe, czyli się czuję jak królowa bez królestwa. Odcinek
będzie, że debil. Bardzo długie, bardzo wściekłe.
Ponieważ jest
taka sytuacja, że potrzebywam lokalu wentylowanego, gdyż pani ze
Sanepidu nie mogłaby sobie w oczy spojrzeć w lustrze i pewnie musiałaby
iść do spowiedzi ze czysta razy, gdyby przyjęła lokal bez wentylacji; to
zaczęły się schody i to takie z rodzaju tych, co je budują pod każdą
chińską świątynią (jakby nie mogli na płaskim...), a których przebycie
ma człowieka uszlachetnić, nieprawdaż. Tutaj nadmienię, dla ludzi,
którzy myślą, że się znają, że otóż nie wiecie nic, gdyż lokal znajdywa
się w starym budownictwie, bez dostępu do pionu wentylacyjnego, za to ze
śliczną kamienno-ceglaną ścianą, grubą na metrdwajścia, więc
wywiercenie otworów pod kratki wentylacyjne jest zabawą tak ekstatyczną,
że nikt się nie chce tego podejmować. Najprościej więc jest podpiąć
wentylację pod okna, które mają tę zaletę, że nie są grube na
metrdwajścia. A taka wielce specjalistyczna wentylacja naokienna to jest
taki plastikowy kondupieś z dziurkami, który się przykleja do dziur
wywierconych w okiennej framudze. No dobra, do dziur to nie, bo chyba
wtedy należałoby wymyślić jakieś nowe prawa fizyki, co mocno komplikuje
fizykę zastaną i kwanty się mogą wnerwić; wiadomo, że się przykleja nad
tymi dziurami, no. Tak czy owak - specjalistę znaleźć trudniej niż
osobowość Komorowskiego - gdzie nie zadzwoniłam tam albo w ogóle
monterów nie majo wolnych do końca ćwierćwiecza, albo owszem, mają
wywietrzniki, ale ich nie montują, prawdopodobnie z powodu powodów; albo
z kolei monterzy są, ale u Niemców robią i podpalają cygara dorarami,
więc tutaj im się nie opłaca wracać. A to jest robota na jakieś półtorej
godziny, liczone razem z kawusią i/lub piwkiem. Znalazłam wreszcie
jednego takiego, który był w stanie przyjść i zrobić; na użytek
opowieści nazwijmy go debilem, w życiu nie zgadniecie dlaczego. Debil
został mi podesłany z polecenia, jako specjalista od okien, przyszedł,
obejrzał i oczywiście powiedział, że nie ma problemu, się zrobi, będzie
pani zadowolona, tylko on musi te wywietrzniki zamówić w internetach, bo
nie ma na stanie. W cenie stopińdziesiąt złotych polskich sztukę i pięć
dyszek za robociznę. W czwartek mówił, że zamówi w piątek. W
poniedziałek twierdził, że jeszcze nie doszły, ale jak tylko dojdą,
jakoś w środę, to nie ma problemu, się zrobi, będzie pani zadowolona. W
środę przed majówką jeszcze ich nie było, więc muszę poczekać do
poniedziałku, ale w poniedziałek to już na stówkę nie ma problemu, się
zrobi, będzie pani zadowolona. Już wtedy śmierdziało mi to zapełnioną
kuwetą, ale ponieważ tak trudno było znaleźć kogoś do zamontowania tych
idiotycznych wywietrzników, to stwierdziłam, że trudno, poczekam, no a
poza tym facet już zamówił materiały, to go przecież nie wystawię, taka
jestem fair i cacy. W poniedziałek okazało się, że coś mu przyszło, ale
on nie wie co, ale za to we wtorek umówił się ze mną na czwartek, że
wtedy podskoczy i ma problemu, się zrobi, będzie pani zadowolona. W
czwartek dzwoniłam dzień cały, nie odbierał. W piątek natomiast napisał
mi smsa o treści: "Jeste ZAGRANICA".
Tera będzie mały quiz, pt. "Co stało się z panią Kierowniczką, po otrzymaniu takiego smsa?"
a) wbrew obietnicom, NIE była zadowolona
b) strzeliła ją cholera
c) krew ją nagła zalała
d) trafił ją jasny szlag
e) wszystkie powyższe oraz pierwsze objawy kurwicy padaczkowej.
a) wbrew obietnicom, NIE była zadowolona
b) strzeliła ją cholera
c) krew ją nagła zalała
d) trafił ją jasny szlag
e) wszystkie powyższe oraz pierwsze objawy kurwicy padaczkowej.
Jeśli wybrałeś odpowiedź e) to gratulacje, wygrałeś cygaro podpalane dorarami. Dorary należy se załatwić we własnym zakresie.
I to nie tylko dlatego mnie trafiło, że debil nie potrafi pisać po
polsku, bo niestety jest to tak nagminne, że staje się normalne; ale
oczywiście przede wszystkim dlatego, że do jasnego wuja, przeesz mi
mówiłeś, krzywy ogórze, że zamontujesz, że już jutro na pewno, a teraz
za granicę wyjechałeś...? Odpisałam mu, żeby mi chociaż w takim razie
sprzedał te zamówione wywietrzniki, przynajmniej będę miała jedno z
głowy, skoro i tak muszę szukać nowego fachowca. Napisał mi, że ich nie
ma. W ogóle ich nie zamówił. Generalnie to w tym momencie puściły mi
nerwy kompletnie, a kto mnie kiedykolwiek widział wściekłą, ten wie, że
jest to wściekłość totalna, z rzucaniem ciężkimi rzeczami i wrzaskami w
repertuarze. Cholernie żałowałam, że nie mam wolnego samochodu, bo bym
pogrzała do tych Niemiec tylko po to, żeby debilowi nakopać do dupy z
takim entuzjazmem, że w życiu nie zidentyfikowaliby ciała jako ludzkie.
Napisałam mu zatem, że dziękuję, twoja mać, bardzo za zwodzenie mnie
przez dwa tygodnie, bo jakby nie wiedział, to ja muszę czynsz zapłacić,
czy zarabiam na lokalu, czy nie. A przez niego otwarcie sklepu opóźnia
się o te dwa cholerne tygodnie, bo bez wywietrzników Sanepid nie
przyjmie lokalu, a bez zezwolenia Sanepidu nie mam co marzyć o koncesji,
nie mówiąc już o tym, że jak już ją dostanę, to muszę czekać z zakupem
towaru kolejny tydzień, bo tyle trwa uprawomocnienie się decyzji. Czyli
tak jakby troszeczkę zależy mi na czasie, nieprawdaż, o czym mu
niejednokrotnie wspominałam. Bardzo wątpię, żeby się przejął
czymkolwiek, co mu napisałam, jak znam życie to pewnie ja jestem
wariatka, bo wydzwaniam do niego co dwa dni, a on jest Bogu ducha winny,
uczciwy facet.
Na domiar mojej irytacji wpływa jeszcze fakt, że
co jestem w tym lokalu, żeby posprzątać, zamontować szuflady, położyć
kafelki (to akurat nie ja, ja ostatnio przykleiłam sobie na stałe
uszczelkę do spodni, więc się nie param); to do drzwi się dobijają
ludzie, przekonani, że otwarte. "Bo pisała pani, że od maja, a mamy
prawie dziesiątego i jak to tak!" Nie chce mi się nawet tłumaczyć, że
pisałam, że "od połowy maja", a dziesiątego żadną miarą nie jest połową
maja. Chociaż oczywiście jest mi niezwykle miło, że ludzie szukają
sklepu, że chcą kupować, no ale przecież nie będę im opowiadać całej tej
historii o tym, dlaczego przez trzy kawałki plastiku i jednego debila
otwarcie opóźnia się tak tragicznie (pardą maj frencz - KURWA MAĆ).
Ludzi to nie obchodzi. Niestety również, zdarzają się tacy, którzy wręcz
z tzw. "mordą" lecą, że oszukuję i nieprawdę piszę, i w ogóle jak mogę,
wiedźma. Mam ogromną ochotę odpowiedzieć, że ja to oczywiście robię
specjalnie. Nie dość, że bardzo mi zależy na tym, żeby ludzie o sklepie
zapomnieli, to jeszcze pasjami kocham płacić czynsz za miejsce, na
którym nie zarabiam. Pasjami.
Cóż, po piątkowo-sobotniej
ogólnomiejskiej akcji pt."Kondupieś wentylacyjny", znalazłam miłego
pana, który ma to we wtorek wmontować, w dodatku nic nie musi zamawiać,
bo takie wywietrzniki to nie jest organiczny szafran i są dość
popularne. Oraz zrobi je w cenie 80zł, już z wliczonym montażem. Czyli,
teges, gdzie byłeś, piękny rycerzu dwa tygodnie temu...? Oczywiście na
razie to odpukać w niemalowane (we własny łeb nie mogę, gdyż rude
farbowane...), bo po ostatnich doświadczeniach to niczego nie świętuję,
póki nie mam tego na papierze. Albo, w tym wypadku, na oknie.
Zastanawia mnie tylko to, dlaczego ludzie robią takie rzeczy? Po co
kłamać, że się zamówiło, obiecywać, że się coś zrobi, co on na tym
zyskuje? Nie byłoby po prostu łatwiej powiedzieć: "Pani, w dupie mam,
nie chce mi się." Sprawa byłaby jasna, a ja już tydzień temu miałabym
Sanepid z głowy. Ale nie, to lepiej wciskać ciemnotę, nie mniejszej
ciemnocie zresztą, bo w zasadzie głupia to ja jednak jestem popisowo.
Tak się zafiksowałam na tym, że specjalistów jak na lekarstwo, bo mi tak
powiedziano, że zamiast szukać, uczepiłam się tego debila i obudziłam
się z ręką w wentylacyjnym nocniku. Mam tylko nadzieję, że mnie to
czegoś nauczy i męża tak nie będę szukać :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz